Gruzja do zapamiętania

Gruzja
Gruzińskie krajobrazy Małgorzaty Raduchy

Do Gruzji można polecieć za naprawdę niewielkie pieniądze, przenocować także dosyć tanio, gdy nie ma się wymagań wielogwiazdkowych, choć i na takie Gruzja jest przygotowana.

Można się wspinać po górach, kąpać w morzu, zwiedzać monastyry, kamienne miasta, chodzić po tbiliskiej starówce, albo kanionach Okatse lub Martvili, rwać mandarynki prosto z drzewa i zagryzać kiszonkami z kwiatem dżondżoli.

Najlepszy ser – to oczywiście sulguni, lekki i elastyczny zarazem. Cziżi-biżi to coś w rodzaju zapiekanej jajecznicy z warzywami sezonowymi, podawane w kamiennych miseczkach. Żyłka konsumpcyjna pęcznieje w eleganckich butikach przy stołecznym Placu Wolności, a pulsuje, gdy zanurzymy się w zaułki olbrzymiego tbiliskiego bazaru niedaleko stadionu Dynamo, chłonąc aromaty przypraw, herbat liściastych, gomół serów, ciętego tytoniu i oczywiście soli ze Swanetii – królowej gruzińskich przypraw.

Ponieważ byłam w Gruzji już któryś raz, a ostatnio z grupą dziennikarzy w sierpniu ubiegłego roku w Adżarii, na wyprawie zorganizowanej przez Biuro Turystyki Adżarii i Stowarzyszenia Polskich Mediów, postaram się zaprezentować ten kraj nie opisami widoków czy miejsc, ale…postaci. Bo ludzie to z pewnością największe bogactwo tego kraju. No, może poza jedzeniem…

Gruzja
Soso – absolwent Akademii Sztuk Pięknych, mistrz sztuki handlu

Soso

Na tbiliskim bazarze trudno jest trafić do konkretnego stoiska – chodzi się godzinami depcząc po ludziach, klatkach z kurczakami i resztkach warzyw, szukając – o naiwności! – najlepszej churcheły, czyli gruzińskich snikckersów. Wszystkie są pyszne, ale trzeba wiedzieć, u kogo kupować. I tak błądząc bardziej poznawczo, niż konsumpcyjnie przez plątaninę stoisk, skrzynek i stolików, trafiam na małą oszkloną budkę , w której nad drewnianymi sitami uwija się łysy mężczyzna w średnim wieku. To właśnie Soso, który okazuje się być sprzedawcą różnych rodzajów najlepszej mąki i najbardziej aromatycznej adżiki, czyli ostrej pasty przyprawowej. Ciągną do jego budki tbiliscy restauratorzy i babinki w czarnych chustkach, a Soso zna tu wszystkich. Wie, gdzie najlepsza herbata i tlapi – placek z odparowanego soku owocowego.

Soso jest absolwentem Akademii Sztuk Pięknych, a swoją pracę traktuje także jak sztukę – doskonale wie, który rodzaj mąki jest na placki chaczapuri, a który na pierożki chinkali. Zaglądam do jego budki już od kilku lat, za każdym razem błądząc i za każdym razem jestem prowadzona przez kolejnych sprzedawców, bo Soso jest tu Postacią. Dzięki, Soso, za stakanczik swańskiej soli!

Gruzja
Autorka w z muzykami grupy Lakada

Lakada Group

W każdej niemal tbiliskiej knajpie w centrum wieczorami gra muzyka. Przeważnie na żywo. Czasami, w tych bardziej luksusowych restauracjach położonych przy brzegu rzeki Mtkwari, połączona jest z pokazami gruzińskich tańców. Zwyczajowo najlepsi muzycy zaczynają grać w jednej, potem przechodzą do następnej. Kilka lat temu zobaczyłam ich i… zamarłam z zachwytu! Piątka zawodowych i wykształconych muzyków, grająca w firmowych koszulkach dla bogatych Rosjan w drogich restauracjach, przed północą przenosi się do małej knajpeczki z kilkoma zaledwie stolikami przy ulicy Leselidze, aby pograć i pośpiewać dla czystej przyjemności. Robią to od niechcenia, witając się jednocześnie z kolegami , układając kostkę Rubika i popijając piwo. Wyciągają nieprawdopodobną polifonię albo śpiewając przebój z kultowej komedii Mimino. Ostatnio zmienili nazwę na Szaro Group, ale ich śpiew nadal wywołuje ciarki na plecach – czysta radość i artyzm!

Gruzja
Prezydent Gruzji Salome Zurabiszwili (z lewej) i Tamila

Tamila

Tbiliska starówka to niezła plątanina starych kamieniczek z przedziwnym systemem dobudówek, tarasików, balkonów i korytarzy z latającymi jaskółkami. Wśród nich pokoje do wynajęcia za niewielkie pieniądze. Gruzińska Ormianka – Tamila ma cztery apartamenty. Wita swoich gości zawsze z uśmiechem, a zaprzyjaźnionych – armeńskim koniakiem i błogosławieństwem. Sprząta, oprowadza, podpowiada, gdzie kupić najlepszą basturmę – czyli armeńską suszoną kiełbasę, zaprzyjaźnia się. Jej kwatery są oazą luksusu wśród tbiliskich wraków domów: mają łazienki i klimatyzację, a leżą 50 metrów od turystycznej ulicy Leselidze. Wszędzie blisko – do synagogi, bani siarkowych i Placu Wolności. Wszyscy tu znają Tamilę – dzielną wdowę, która pomaga córkom i wnuczętom, krzątając się i jednocześnie spłacając kredyty za kupione kwatery. Każdy przybysz jest od razu bliski sercu Tamili – nic z suchej hotelowej obsługi. Gdy gość odjeżdża – Tamila wychodzi i na pożegnanie polewa za nim ziemię wodą na znak ormiańskiego błogosławieństwa.

Dlaczego o nich piszę? Bo wszelkie atrakcje turystyczne Gruzji znajdziemy w każdym przewodniku czy na podróżniczych portalach. A kraj zapamiętujemy także przez ludzi. Tu na Kaukazie jest dużo do zapamiętania.

Małgorzata Raducha

Komentarze

  1. Wspaniale, że tym razem udało Wam się wrócić w jednym kawałku, choć z opowieści mojej żony, wcale tak słodko być nie musiało. Pozdrawiam serdecznie. Może zrobisz kiedyś wyjazd dla mężczyzn swoich przyjaciółek?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *