Walczmy o pszczoły, póki nie jest za późno!

Pszczoła

Pszczoła

Dzieci nazywają ją Panią Pszczółką, dorośli znają z kursów zbierania nasion i dzielenia się poradami ogrodniczo-ekologicznymi. Poznajcie Beatę Hałaburę, ogrodniczkę z zamiłowania, która od roku z pomocą facebookowej grupy i profilu walczy o polskie pszczoły.

Agata Źrałko: Skąd w Tobie pasja do roślin? Masz ogród, balkon z kwiatami?

Beata Hałabura: Zawsze kochałam kwiaty i starałam się przykładać dużą wagę do ochrony środowiska. Wiedziałam, że trzeba szanować zwierzęta. Moja mama była nauczycielką i nie było takiej możliwości, żeby czystą kartkę wyrzucić do kosza – mama wykorzystywała nawet powyrywane kartki z zeszytów na kartkówki. Nie uczyła mnie konsumpcjonizmu, żeby tylko mieć więcej i więcej. I ja w tej samej myśli wychowywałam swoje córki – dzisiaj jedna z nich ma na swoim balkonie malutki kompostownik, by nie marnować resztek jedzenia.

Długo marzyłam o domu i w końcu się udało. Powiedziałam mężowi, że mogę nie mieć samochodu, chodzić wszędzie na piechotę, ale ma być dom z dużym ogrodem! I tak nauczyłam się wszystkiego – od sadzenia po dobór roślin. Gdy skończyłam tworzyć swój ogród, zaczęłam pomagać sąsiadkom. Gdy skończyły się ogrody sąsiadek, wreszcie zaczęłam odpoczywać w swoim ogrodzie.

Jednego dnia zobaczyłam, że na chodniku dogorywa mała pszczoła. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że pszczoły żyją 45 dni, ale strasznie się tym przejęłam i zaczęłam się interesować tematem. Dowiedziałam się, że pszczoły zaczynają ginąć i są już zagrożonym gatunkiem, podobnie jak trzmiele.

Zaczęłam myśleć, co mogę robić. Nie chciałam ograniczać się do wąskiego grona – jasne, każde działanie jest ważne, ale nie chciałam małego zasięgu. Dokładnie rok temu założyłam więc grupę „Grupa Ratujmy Pszczoły” na Facebooku.

Na początku zaczęłam od opowiadania, jak prowadzić ekologicznie działkę, założyć ogród, zrobić nawóz naturalny. Dzieliłam się poradami, co można zrobić w danym tygodniu w ogrodzie, np. napary z pokrzywy czy skrzypu albo wyciąg z czosnku na mszyce.

Jesienią ogłosiłam czas zbierania nasion. Napisałam, że można je ode mnie za darmo dostać, do rozsiania w przydomowym ogrodzie. Myślałam wówczas, że mam duże zapasy, ale jak napisałam, że można dostać za darmo nasiona, to ludzie się rzucili i w dwa dni nie miałam nic. Dlatego napisałam, że można też do mnie wysłać nasionka. I się zaczęło! Niektórzy wysyłali nasiona w kopertach, inni w paczkach. Jedna pani przysłała mi 8-9 kg nasion jeżówki.

Gdy ktoś chce ode mnie otrzymać nasionka, to zawsze proszę też o dowolną i dobrowolną wpłatę na moją zbiórkę, która pomaga pokryć koszty wysyłki. Nie chcę, aby moja działalność przynosiła dochód. Dla mnie nie ma znaczenia, czy pomagam pszczołom miodnym, czy dziko zapylającym. To korzyść obopólna.

Agata Źrałko: Czytałam, że jest kiepsko z owadami zapylającymi. Przez to, że betonujemy i odwadniamy świat, nie dbając o zieleń miejską, zabijamy owady.

Beata Hałabura: Wystarczy spojrzeć za okno (Beata wskazuje zaparkowane obok samochody). Przy samochodach rośnie raptem kilka trawek. Jakby tam było jeszcze pięć kwiatków, to owady miałyby większy pożytek. Dużo szkody robią też firmy, które wybierają torf i sprzedają ją jako ziemię do roślin. A przecież dobrą, żyzną ziemię możemy przygotować sami, montując na ogródkach kompostowniki. Spółdzielnie mieszkaniowe też mają spore tereny – mogłyby wydzielić jakiś kawałek, by postawić kompostownik lub pod uprawy mieszkańców w formie ogrodów społecznych.

Zobacz, dzisiaj między kostkami brukowymi rosną pojedyncze ździebełka trawy. Kiedyś nie było mowy o tym, aby przy chodniku nie było kawałka pasa zieleni.

Agata Źrałko: Czy miasta, takie jak Zielona Góra, dbają o owady?

Beata Hałabura: Rozmawiałam kilka razy z urzędnikami na temat siania łąk kwietnych w mieście. Odbiór był różny. Nigdy nie namawiałam, aby na pasie zieleni pomiędzy jezdniami czy na kawałku trawy między drogą a chodnikiem siać dziewannę wysoką na 2 m. Niech rośnie tam koniczyna, stokrotka.

Gdy już się udało i miasto posiało łąki kwietne, to gdy tylko zakwitły, część z nich została skoszona. Jaki to ma sens? Można było poczekać do momentu pojawienia się nasion. To tak, jakby posadzić jabłoń i gdy tylko zaowocuje, ściąć drzewo. Kompletnie bez sensu. Niestety Zielona Góra robi się coraz mniej zielona. Owszem, są miejsca piękne i godne pochwały, ale widać, że nie uczymy się na własnych błędach.

Korzystajmy z tego, co nam przyroda daje. Jednego roku widziałam na miejskim skwerze jeżówkę, więc zadzwoniłam do zakładu zieleni miejskiej i zapytałam, czy mogę wyzbierać nasiona. Jasne, nie zbiorę jeżówki, która rośnie przy drodze, na herbatę. Ale na nasiona – już warto.

Agata Źrałko: Dzisiaj wielu ludzi, kupując dom, rezygnuje z posiadania ogrodu na rzecz podjazdu z kostki brukowej. Jak zachęcić właścicieli domów do posiadania ogrodu?

Beata Hałabura: Każdy ma jakieś inne poczucie estetyki i inne wartości. Trawnik przycięty na 3 cm i tuje posadzone równo, jak od linijki, wygląda porządnie, ale moim zdaniem jest strasznie monotonny… W moim ogrodzie zawsze coś się dzieje. Nie muszę iść do lasu, żeby spotkać zwierzęta: mam jeże, żaby, pszczoły, trzmiele, zaskrońca, ptaki, wiewiórki, kota i psa.

Powoli jednak widać zmianę na lepsze. Ludzie zastanawiają się, co sadzić w przydomowym ogródku, co znajduje się w naszym jedzeniu, chcą jeść mniej mięsa. I całe szczęście! Ostatnio dowiedziałam się, że 10 pasących się krów produkuje tyle dwutlenku węgla, ile jeden samochód. Jedząc mięso, otłuszczamy swoje organizmy i jeszcze niszczymy środowisko! Pora zrewidować poglądy.

Agata Źrałko: Gdy przekonujesz ludzi o potrzebie walki o owady zapylające, spotykasz się ze zrozumieniem?

Beata Hałabura: Od dorosłych na dzień dobry z reguły słyszę: „Czego ona chce?”, „Po co ratować pszczoły, skoro są niebezpieczne, bo żądlą?”. Dlatego najlepiej rozmawia mi się z dziećmi.

Prowadzę w Zielonej Górze bezpłatne lekcje o dzikich kwiatach i pszczołach dla dzieci z podstawówek. Staram się przekonać je do polubienia pszczół za pomocą zabawy, kolorowania, wspólnych gier. Robimy np. „bomby kwiatowe” z masy papierowej, które można posadzić w doniczce albo wrzucić w krzaki – żeby pojawiły się kwiaty. Dzieci są zachwycone, nazywają mnie „Panią Pszczółką”! A na koniec lekcji pytają zwykle: „Kiedy pani do nas znów przyjdzie?”. Zarówno dzieci, jak i dorosłych można zachęcić do dbania o pszczoły, ale trzeba dbać o zwiększanie świadomości.

Agata Źrałko: Wielu ludzi trudno nakłonić jednak do zmiany przyzwyczajeń. Cały czas wolą kupić warzywa w sklepie niż je wyhodować. Ile traci na tym świat?

Beata Hałabura: Owszem, kupienie warzyw w sklepie jest szybszym rozwiązaniem, ale w długiej perspektywie płaci się zdrowiem swoim, swoich dzieci, wnuków… Chyba że już wnuków się nie doczekamy, bo nie będą miały pożywienia. 80% żywności, którą mamy, zawdzięczamy pszczołom.

Pamiętam, że kiedyś podczas zajęć jeden chłopczyk powiedział mi: „Ja będę jeść mięso, gdy rośliny się skończą!”. Odpowiedziałam mu wówczas, że mięsa przecież też nie będzie, ponieważ zwierzęta, takie jak krowy czy kury, żywią się roślinami. Nie znajdzie na półkach w sklepie mleka ani sera. Był zdziwiony. Nie zdawał sobie sprawy z naturalnego obiegu w przyrodzie. Ostatecznie stwierdził: „To ja zrobię dla babci torebkę z nasionami!”.

Nie wszyscy wiedzą, jak może wyglądać rzeczywistość, jeśli nie zadbamy o pszczoły. Nie widzimy związków przyczynowo-skutkowych. Naukowcy przewidują, że w momencie, gdy zginie ostatnia pszczoła, nie pozostanie nam więcej niż 10 lat życia. Niektórzy podają nawet 5 lat życia.

Rok temu usłyszałam o historii pewnego rolnika ze Stanów, który wytoczył proces producentowi roundupu za to, że zachorował na raka. Prawda jest taka, że wszystko toczy się wokół pieniądza: ma być taniej, szybciej, efektywniej. Taki rolnik nie pryskałby swoich pól roundupem, gdyby nie chciał zyskać więcej pieniędzy. Spójrz na pola przy autostradzie – wszędzie są opryski, śmierdzi na kilometr. A przecież to nie jest tak, że chemia nie przechodzi do gleby i wód gruntowych. Przechodzi! I potem jemy ją w warzywach korzeniowych, owocach, roślinach zielonych. Co mają zrobić pszczoły, mrówki czy inne żyjątka? Ludzie nie zdają sobie sprawy, że to, co robimy tak małym zwierzętom, robimy też sobie.

Musimy więc wyrzucić chemię z własnych ogródków! Ogrody zakładamy przecież dla samych siebie. Rolnikom mniej zależy na ekologicznych uprawach, ponieważ nie wnikają w szkodliwość chemii – dla nich liczą się zyski.

Agata Źrałko: Co możemy zrobić, jeśli mamy ograniczone możliwości? Mieszkając np. w bloku i posiadając jedynie balkon?

Beata Hałabura: W szkole często powtarzałam jeden przykład. Pytałam dzieci, czy przeszłyby z jednego krańca miasta na drugi? Tak, w dwie godziny. Ile lat żyje człowiek? Zaokrągliliśmy do 100 lat. Czy podczas takiego spaceru jecie coś, pijecie? Tak, dziadek kupuje paluszki.

Mając tę wiedzę, załóżmy, że na taką samą wycieczkę wyruszyłaby pszczoła. Nawet jeśli przelecenie z jednego końca miasta na drugi zajęłoby jej dwie godziny, to przecież pszczoła żyje zaledwie 45 dni. To ogromna różnica! I co taka pszczoła ma zrobić, jeśli po drodze nie znajdzie nic do picia?

Dlatego tak ważne jest, aby siać kwiaty na balkonie. Nawet jedną głupią doniczkę! Dla pszczoły to taki przystanek z niezłą stołówką (śmiech). Tu nie chodzi o to, aby zasiać nie wiadomo ile kwiatów. Pszczoła nie potrzebuje wiadra wody! Jeden mak, jeden chaber, jedna jeżówka wystarczą. Rosa rano się zbierze i pszczoła da sobie radę. Można też oczywiście zrobić poidełko dla pszczół.

Agata Źrałko: Wróćmy do Twojej działalności internetowej. Jak się rozwija?

Beata Hałabura: Gdy założyłam grupę na Facebooku, wielu ludzi dziwiło, że robię coś za nic. Co to za wariatka? Za darmo rozdaje nasiona… Dzisiaj mam już 2200 członków grupy i 800 osób lajkujących fanpejdż. Rok temu zachęcałam do nawozów naturalnych, pozostawienia na ogrodzie gałęzi dla żyjątek, posiadania kompostownika, dbania o dzikie zapylacze. Dzisiaj grupowicze instruują się nawzajem, jak zrobić prawidłowe poidełka dla pszczół! Do tej pory razem z członkami grupy zasiałam 44,9 tys. m kw. łąk.

Wiele osób pisze do mnie z prośbą o rozpoznanie konkretnego gatunku, informację, jak zebrać nasiona z danej rośliny czy polecenie jakichś kwiatów. Ci, którzy mają dzieci, chcą dowiedzieć się np. co nieco o kwiatach niewysokich, aby maluchy nie zgubiły się na podwórku. Można zrobić łąkę niziutką, z koniczyny, bratków czy stokrotek, w której dzieci na pewno się nie zgubią.

Dużo znajomości zawarłam dzięki takiej komunikacji. Za zwykłe „dziękuję” zawsze dostanę coś, co może przydać się dzikim zapylaczom. Jedna osoba z grupy przysłała mi pięć domków dla pszczół – szkieletów do wykończenia. Często wymieniam się też na zasadzie barteru, np. nasiona za domek. Jest wiele osób, które się angażują, jak Kasia z Sochaczewa, Beatka z Poznania, Kasia z Zielonej Góry czy Łukasz spod Rzeszowa – wszystkim im bardzo dziękuję!

Jednak na internecie moja działalność się nie kończy. Dwa razy w tygodniu – w każdy wtorek i sobotę – odwiedzam zielonogórskie działki. Rozmawiam z ludźmi, podpytuję o rośliny, daję porady ogrodnicze i robię szybkie kursy zbierania nasion.

Agata Źrałko: Na czym polegają takie kursy?

Beata Hałabura: Wpadłam na taki pomysł właśnie po licznych pytaniach na grupie facebookowej. Wielu ludzi nie wie, jak zbierać nasiona stokrotki, ostróżki czy orlika. Zaglądam więc na działki i zagaduję. Chwalę kwiatki, pytam „a czy zbiera Pani, Pan nasionka?” i rozdaję torebki do zbierania nasion. Przydadzą się każdemu, nawet na spacerze. Mniszków lekarskich jest u nas dostatek.

Idąc na działki, zawsze obieram sobie jakiś temat. Raz rozmawiam o kompostownikach, raz o domkach dla pszczół, raz o kwiatach jadalnych i ziołach. W tym roku zrobiłam 2 litry olejku z bzu i rozdawałam. A to świetna sprawa! Takie olejki można zrobić też z róży czy lawendy.

Nie robię tego wszystkiego dla siebie. Nie potrzebuję kwiatów ogrodowych, ponieważ mam już uporządkowany ogród. Zbieram nasiona, by wydać innym. W ten sposób zawsze zrobię jakąś ciekawą mieszankę. Staram się dopasowywać mieszanki nie tylko do przeznaczenia, ale też ze względu na warunki glebowe. Nie wszystkie rośliny przecież urosną tam, gdzie jest sucho.

Często zapisuję też sobie, gdzie widzę dane rośliny. W ubiegłym roku mąż wiózł mnie trzy razy na jedną łąkę 20 km od Zielonej Góry, ponieważ rosła tam tak piękna dziewanna, że nie mogłam się oprzeć, by nie zerwać nasion!

Agata Źrałko: Jak dbać zatem o przydomowy ogród z myślą o małych zwierzętach? Kosić trawę, grabić liście?

Beata Hałabura: Lubię powtarzać, że na początku nie powstały grabie, a dopiero potem liście. Było całkowicie na odwrót. Liście są potrzebne w ogrodzie, aby stworzyć schronienie dla małych zwierzątek.

Przyroda była wcześniej od nas i jest trochę mądrzejsza. Zostawmy jej robienie porządków. Nawet ścinając trawę (bo chcemy mieć trawnik na 5 cm wysokości), musimy się liczyć z tym, że ona przecież odrośnie. Warto więc mieć kompostownik i tam wyrzucać ściętą trawę. Albo wyścielić nią grządkę z truskawkami – tak przygotowana gleba będzie trzymała wilgoć, a truskawki nie będą leżały w ziemi. W przyrodzie nic się nie marnuje, nasiona, które nie zostaną zebrane, nasieją się same i za rok wyrosną kolejne rośliny. Nie chcesz mieć mszyc na koperku? Posiej obok chabry. Chaber jest delikatniejszą rośliną, przysmakiem dla mszyc. Siejąc ją obok koperku, możesz czuć się spokojnie.

Tyle jest dobra wokół nas! Dzięki swojemu ogrodowi od pięciu lat nie kupiłam w sklepie żadnej herbaty – piję albo wodę z dodatkiem mięty, albo zaparzam, np. krwawnik, forsycję, jeżówkę. Można mieć ogród, żyć pięknie i zdrowo.

Agata Źrałko: A jeśli ktoś ma umiejętności manualne i chce zrobić domek dla dzikich zapylaczy? Jak się za to zabrać?

Beata Hałabura: To bardzo proste do zrobienia. Nie potrzeba żadnych wyszlifowanych deseczek, pomalowanych. Im bardziej surowe drzewo, tym lepiej. Zbijamy z nich sześcian z jedną odkrytą ścianą. Do środka wkładamy suchy materiał naturalny: gałęzie, szyszki, trzciny, słomę, bambus. Zabezpieczamy drobną siateczką, np. metalową albo plastikową, o oczkach 1 cm na 1 cm. I zamykamy!

Bez znaczenia jest, ile rurek damy do środka, szyszek czy gałęzi. Ważniejsze jest, gdzie domek umieścić. Dzikie zapylacze latają po kwiatach do wysokości 1,5 m. Domek musi być więc w miejscu osłoniętym, zacisznym, nie wyżej niż na wysokości 1,5 m. Dobrze oprzeć go np. o jakiś pień w pobliżu łąki. Dla zapylaczy wystarczy łąka 1 m na 1 m.

Agata Źrałko: Czy masz złoty środek na to, aby ruszyć ludzi sprzed telewizorów?

Beata Hałabura: Nie ma złotych środków. Prawda jest prosta: nasze możliwości nie kończą się na wyborze cyfry 1, 2 czy 4 na pilocie od telewizora. Jeżeli stawiamy na pierwszym miejscu konsumpcję, to takie podejście szybko obróci się przeciwko nam.

Agata Źrałko: Opowiedz jeszcze, jakie są Twoje plany walki o pszczoły?

Beata Hałabura: Mam mnóstwo pomysłów. Chciałabym uzyskać zgodę urzędników na to, aby po swojemu zagospodarować klomby i kawałki rozsianej to tu, to tam zieleni. Jasne, nie jestem Supermanem, żeby w 15 minut zmienić trawę w kwiaty. Dlatego chcę wziąć torebkę nasion, zaprosić dzieci z zielonogórskich szkół do pomocy i siać łąki!

Planuję w przyszłym roku zrobić mieszankę na podjazdy. Sama w tym roku wysiałam swój podjazd dzikimi bratkami, stokrotkami, dąbrówką rozłogową, rumiankiem i drobnym rozchodnikiem. Będzie kwitnąć i pachnieć. Sąsiadka już mnie pytała, czy nie będzie mi żal stawiać samochodu. Odpowiedziałam pytaniem: a czy Tobie nie będzie żal stawiać auta na tym równo przystrzyżonym trawniczku?

Chciałabym też wypromować grę planszową dla dzieci, którą sama stworzyłam. Gra uczy rozpoznawania pszczół miodnych, pokazuje, jakie obowiązki mają pszczoły w zależności od wieku, rozwija zdolność logicznego myślenia, ćwiczy również dodawanie i odejmowanie. Ciekawostką jest to, że pionki do gry zrobiłam samodzielnie z wosku pszczelego, który otrzymałam od pszczelarzy z grupy. Do gry dołączam również pyłek pszczeli, który przekazał zielonogórski pszczelarz, oraz torebeczkę nasion roślin miododajnych. Z tą grą próbuję dotrzeć do jak największej liczby odbiorców, żeby wspólnie zrobić coś dobrego dla naszej planety. A kosztuje niewiele, bo tylko 30 zł + koszty wysyłki. Zbieram też zdjęcia kwiatów i pszczół do kalendarza na rok 2021. Jak w zeszłym roku będę również szukać sponsorów, którzy za reklamę w kalendarzu wspomogą naszą grupę finansowo.

Planuję też namawiać przedsiębiorców do siania łąk na terenach zakładów i firm. W Zielonej Górze rozpocznę swoją akcję już we wrześniu.

Beata Hałabura – z wykształcenia nauczycielka, z zawodu księgowa, z zamiłowania ogrodniczka. Mieszka w Zielonej Górze.

Przydatne linki:

źródło: Hipoalergiczni
foto: Zbigniew Jańczyk

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *