Z poziomu murawy: Warszawa – Bilbao 0:1

Nie tak dawno murawa stała się gorącym tematem publicznej dyskusji: kto ponosi odpowiedzialność za jej fatalny stan, dlaczego do przetargu stanął tylko JEDEN wykonawca, który w dodatku robi murawy pod inne, mniej wymagające imprezy i kto właściwie powinien się wstydzić.

A kiedy porównamy 2-milionową stolicę państwa z zaledwie 350-tysięcznym Bilbao, oraz zestawimy fakt, że nasze stadiony – nasz Narodowy i ich klubowy San Mames – mają taką samą liczbę miejsc, to rumieniec wstydu przechodzi z policzków za uszy.

Ale na tym nie koniec.

Gdy się mieszka w Warszawie w pobliżu stadionu Legii, trzeba być przygotowanym na alert przedmeczowy: korki, samochody parkujące wszędzie, gdzie można, a głównie gdzie nie można, race, śpiewy, piwo lejące się strumieniami, kordony policji i ograniczenia w ruchu. Sklepikarze zamykają drzwi, zostawiając uchylone małe okienka, a mieszkańcy przemykają chyłkiem do domów.

Tymczasem w Bilbao na mecz swojej ukochanej drużyny nikt nie przyjeżdża samochodem – kibice docierają metrem, autobusem lub po prostu przychodzą spacerkiem. Podczas gdy na Powiślu dla ostudzenia emocji pomeczowych kibice mają do dyspozycji kultowy bar „Źródełko” albo okoliczne krzaki, to w stolicy Kraju Basków – kilkanaście barków serwujących ciepłe przekąski z zupą rybną marmitako i potrawą z narybku węgorzy pod nazwą gulas na czele. Organizacja wchodzenia i opuszczania stadionu San Mames też jest godna pozazdroszczenia: wejścia co kilkanaście metrów, wszędzie poza bileterami młodzi wolontariusze w tradycyjnych baskijskich beretach pokazujący miejsce Sektory i miejsca też znakomicie oznakowane.

No i sama atmosfera: mecz dla Basków to rodzinne święto – przychodzą na nie całymi rodzinami, z dziadkami i bliskimi, z osobami na wózkach. Kibice drużyny przeciwnej mają oczywiście swój sektor, ale nikt im nie rzuca kłód ani tym bardziej przyśpiewek czy rac pod nogi. Fakt, że baskijscy „ultrasi” są mniej widowiskowi, ale za to poczucie bezpieczeństwa zapewnione. W dodatku przebudowany i powiększony 6 lat temu stadion to – poza piękną miejscową starówką – punkt widokowy i orientacyjno-komunikacyjny dla wszystkich przybywających także na szlaku pielgrzymkowym św. Jakuba. W pobliżu San Mames jest wiele niedrogich, świetnie działających hosteli ze znakiem złotej muszli.

Kiedy w przeddzień meczu Athleticu Bilbao z Valencią Levante zwiedzałam muzeum klubowe, spotkałam Irlandczyka w średnim wieku. Spytałam, czy też jest pierwszy raz w Bilbao. Zaśmiał się z wyższością doświadczonego kibica i odparł: – Nie, bo uwielbiam piłkę, a tu jest naprawdę świetnie! Nawet lepiej, niż na Wyspach…

I trudno mu odmówić racji.

Małgorzata Raducha

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *