W roku bieżącym mija 60 rocznica rozpoczęcia i 55. zakończenia budowy na Narwi w pobliżu jej łączenia się z Bugiem zapory wodnej, w rezultacie której powstał Zalew Zegrzyński.
Nazywany też, trochę bezzasadnie, bo jest to przecież sztuczny, a nie naturalny zbiornik wodny, Jeziorem Zegrzyńskim. Położony niemal tuż za rogatkami Warszawy, od lat jest on popularnym miejscem wypoczynku i sportów wodnych. Chociaż z jednymi miejscowościami i miejscami wykorzystywanymi chyba już optymalnie, przynajmniej w szczycie letniego sezonu, a w innych czekającymi dopiero na odkrycie. Zwłaszcza tych położonych nad dolnym biegiem Bugu, na którym miała powstać, nie zrealizowana, cała kaskada zbiorników wodnych. Ten zbudowany na Narwi miał być tylko jej najniższym.
Atrakcyjne tereny – ciekawa inicjatywa
Są to tereny atrakcyjne turystycznie, nawet unikalne w skali europejskiej ze względu na dziką przyrodę, ale zdecydowanie zbyt mało wykorzystywane w tym celu. A zarówno bliskość stolicy i walory tej, jak jest określana, krainy, predestynują ją do większego zainteresowania, co równocześnie znacząco wpłynęłoby na ożywienie gospodarcze i alternatywne zatrudnienie mieszkańców terenów położonych na wschód od Zalewu, zwłaszcza gmin Radzymin, Dąbrówka i Serock. Wymaga to jednak większego zainteresowania i konkretnych działań administracji zarówno państwowej, jak i samorządów oraz branży turystycznej.
Zmobilizować je do tego usiłuje m.in. Stowarzyszenie na Rzecz Promocji i Rozwoju Zalewu Zegrzyńskiego, które od 20 lat działa na rzecz promocji atrakcji turystycznych, kulturowych i przyrodniczych miast oraz gmin położonych wzdłuż brzegów Zalewu Zegrzyńskiego oraz Narwi od Pułtuska do Nowego Dworu i Bugu od Wyszkowa do Serocka. Jego najnowszą inicjatywą w tym kierunku jest nowy projekt: „Organizacja i uruchomienie Mobilnych Punktów Informacji Turystycznej”, możliwy do zrealizowania dzięki dotacji otrzymanej w ramach ubiegłorocznego konkursu Lokalnej Grupy Działania Zalewu Zegrzyńskiego i współfinansowania ze środków Europejskiego Funduszu Morskiego i Rybackiego – programu operacyjnego „Ryby”.
Wycieczkowo i dla skrócenia drogi
Pod nazwą tego, nowego typu punktów IT, kryje się ciekawa inicjatywa zakupienia i wprowadzenia do eksploatacji dwóch katamaranów pasażerskich. Każdy z nich umożliwiający rejsy dla 12 osób, wyposażony w nagłośnienie, miejsca do przewozu rowerów oraz stanowiska dla wędkarzy. Katamarany „wejdą do służby” w roku przyszłym, obecnie odbywają rejsy próbne i okolicznościowe. Mają nie tylko promować lokalne atrakcje kulturowe, przyrodnicze i turystyczne tego regionu, ale także zapewnić rowerzystom i turystom sezonową, wakacyjną przeprawę na Bugu w Popowie – Kuligowie i przy zbiegu Bugu do Narwi: Serock – Cupel – Arciechów – Serock.
Pozwoli to pasażerom tych katamaranów nie tylko poznawać miejsca położone nad tymi rzekami i zalewem, ale także przemieszczać się z Serocka do Radzymina bez konieczności dosyć długiego objazdu Zalewu Zegrzyńskiego przez Zegrze i Nieporęt, lub wzdłuż Bugu przez Wyszków. Pomysłodawcy oczekują, że projekt ten zainteresuje m.in. lokalną branżę turystyczną: hotele i inne obiekty noclegowe, gastronomię, agroturystykę, wypożyczalnie sprzętu wodnego itp. I z nadzieją na jego prezentację oraz promocję zwrócili się do dziennikarzy, organizując dla nich w sobotę 8 września wyjazd studyjny – Study tour po Turystycznej Krainie Jeziora Zegrzyńskiego.
Skansen w Kuligowie i rejs po Bugu
Byłem jedną z kilkunastu osób, które skorzystały z tego zaproszenia, a okazało się ono, zgodnie z oczekiwaniami, atrakcyjnym. Na co wpływ miały nie tylko program, ale i udana pogoda. Po dojeździe mikrobusem z Warszawy najpierw zwiedziliśmy, z małym poczęstunkiem, skansen w Kuligowie nad Bugiem. To w nim bowiem, 26 czerwca br., odbyła się konferencja zorganizowana przez Stowarzyszenie na Rzecz Promocji i Rozwoju Zalewu Zegrzyńskiego, inaugurująca nowy program. Uczestniczyli w niej przedstawiciele lokalnych organizacji pozarządowych, samorządów, firm z branży turystycznej i omawiali kwestie ożywienia i rozwoju turystyki na tym terenie. Katamarany, i punktu IT na nich, mają być bowiem tylko jedną z atrakcji.
Ich widok jest trochę zaskakujący, zwłaszcza w porównaniu z tymi, którymi pływałem po znacznie większych akwenach w innych krajach. Są to, oparte na niewidocznych z zewnątrz plastykowych pływakach, prostokątne platformy o powierzchni chyba niewiele większej od 20 m² otoczone metalowym ogrodzeniem z bramkami wejściowymi. Z dwoma rzędami po 6, ustawionych wzdłuż i odwróconych do siebie plecami, też plastykowych, kolorowych foteli. Na wspomnianym ogrodzeniu wiszą, naprzeciwko każdego fotela, kapoki, których przy aktualnej pogodzie na Bugu nie trzeba było zakładać. Z przodu, po prawej stronie, jest stanowisko sternika, nazywanego kapitanem. Z tyłu zaś jeden silnik ze śrubą, taki jak w motorówkach.
Przyroda, ptactwo i wędkarze
Po „zaokrętowaniu” wyruszamy kolejno, bo są to dwie bliźniacze jednostki, w „rejs”. Podróżuje się przyjemnie, niespiesznie – pokonanie z nurtem rzeki niewielkiej odległości z Kuligowa do Serocka zajmuje nam półtorej godziny. Płyniemy głównym nurtem Bugu wśród przybrzeżnych trzcin i innej roślinności pełnej ptactwa. Dzikie kaczki nie zwracają uwagi na wielkiego, trochę hałasującego silnikiem, intruza. Łabędzie na wszelki wypadek dostojnie odpływają w gęstwinę trzcin. Stadko kormoranów, które obsiadło jakieś sterczące z wody resztki drzewa, zrywa się do lotu w ostatniej chwili. Mijamy dosyć rzadkie, stojące na wysokim brzegu, domki wakacyjne, samochodowe przyczepy, a przy brzegach różnego rodzaju, głównie motorowe, łodzie i inne „jednostki pływające”.
Wędkarze koło nich „moczą kije”. Chyba dosłownie, bo w ciągu całego rejsu nie widzę, aby chociaż jeden wyciągał rybę. Im bliżej ujścia Bugu do Zalewu tym łodzi różnego typu i motorówek jest więcej, ale w sumie niewiele. Dopiero w oddali, już na Zalewie, widać sporo żaglówek. Wpływamy na jego fragment, zawracamy łukiem ku Narwi, nad którą leży Serock. Przez korony wysokich drzew przebija się widok szczytu głównego miejscowego zabytku – kościoła p. w. Zwiastowania NMP. Na brzegu Narwi widać trochę niewielkich budynków, później przystań z imponująco dużym stateczkiem wycieczkowym, który przypłynął tu z warszawskiego Żerania i wkrótce będzie wracał w rejs powrotny do stolicy.
Serock
Przystań, w niej kilka małych jednostek, także na wynajem. Dobijamy do brzegu, cumujemy. Z przodu katamaranu otwiera się metalowa platforma wyjściowa, koniec rejsu, wychodzimy na brzeg. Z tego co słyszę, przed uruchomieniem ich regularnych rejsów w roku przyszłym, jednostki mają otrzymać jeszcze płócienne dachy na niepogodne dni. Konieczne jest również – na co zwracamy uwagę przedstawicielom „armatora” – poprawienie zamknięć bramek wejściowych w barierkach katamaranów. Otwierają się one tylko na zewnątrz, a proste zasuwki bez zabezpieczenia grożą, w przypadki otwarcia się, wypadnięciem pasażera za burtę.
Brak na platformach wyjściowych barierek przynajmniej po jednej stronie, też wydaje się tymczasowy. Pomoc załogi przy wychodzeniu na ląd, to zdecydowanie za mało z punktu widzenia bezpieczeństwa pasażerów. Na plaży koło przystani kilkanaście osób opala się, ale widać, że to już ostatnie podrygi sezonu letniego. W szczycie, zwłaszcza w weekendy i dni świąteczne, bywa tu podobno tłoczno. Ale o tym, że Zalew nadal jest jednak kierunkiem popularnym, mogliśmy przekonać się rano jadąc w korkach. Po szybkim lunchu w nadbrzeżnej restauracji „Piwniczka” – niestety, alternatywny w Gospodarstwie Rybackim w Wierzbicy nie doszedł do skutku, mamy dwa punkty programu w Serocku.
Tradycje rybackie i rzeźby w centrum kultury
O tym miasteczku starszym od Warszawy – gród istniał tu już w 1065 roku, a pierwsza wzmianka o miejscowym proboszczu pochodzi z 1370 roku – wkrótce napiszę trochę więcej. Najpierw podjeżdżamy do Izby Pamięci Tradycji Rybackich, pełniącej rolę miejscowego muzeum. Obiektów stricte muzealnych jest w niej niewiele i nie są one zbyt dużej wartości, ale prezentacja przeszłości Serocka bardzo ciekawa. Z dużymi mapami, planami i opisami od czasów archeologicznych, poprzez Północne Mazowsze w okresie Piastów i Jagiellonów, po Serock – miasto nad Narwią i różne aspekty jego przeszłości, m.in. dzieje tutejszej społeczności żydowskiej.
Drugie odwiedzone miejsce, to tutejsze Centrum Kultury i Czytelnictwa, a ściślej wystawa rzeźb w drewnie miejscowego artysty. Głównie o tematyce martyrologiczno – historycznej: „Drzewo Katyńskie”, „Zesłaniec”, „Więzień hitlerowski”, ale również religijnej – „Anioł”, aktualnej współczesnej: „Głód” – trzy figury Afrykanów, czy „Rybak”. Na wszelki wypadek z kartonowymi tabliczkami z ich nazwami. Czas nas jednak goni. Zaplanowany objazd mikrobusem sporego fragmentu okolic trzeba nieco skrócić, ograniczyć do widoków bez wysiadania. Na krótko zatrzymujemy się w Zegrzu aby obejrzeć Pałac Zegrzyński – obecnie restaurację i otaczający go ładny park. Przez siatkę ogrodzenia natomiast zaporę wodną w Dębem.
Jabłonna: X Festiwal Sołectw
Ostatnim punktem programu jest pobyt w Jabłonnej – to już, odległe zaledwie o 20 km od centrum Warszawy, jej niemal przedmieście. Odbywa się w niej jednak X Festiwal Sołectw. Doroczny przegląd – z nagrodami – aktywności społecznej i kulturalnej regionu. O laury rywalizuje 7 sołectw z każdej gminy członkowskiej. Każda prezentuje się we własnym stoisku w kategoriach: Działalność sołectwa i zanikające zawody oraz Smaki – kuchnia regionalna. Ponadto w występach scenicznych: dorobek artystyczny, legenda o sołectwie, ciekawy człowiek, osiągnięcia – rozwój sołectwa. W każdej kategorii są po 3 miejsca do zdobycia oraz dla najlepszego sołectwa – Puchar Laureata.
Trzeba przyznać, że sołectwa potraktowały festiwal poważnie. Przygotowały ciekawe stoiska i programy, atrakcje, miejscowe smakołyki i nalewki, którymi częstowano licznie przybyłych zwiedzających. Pomyślano też o najmłodszych zapewniając im świetne zabawy, skoki i podskakiwanie na linach, do których ustawiały się spore kolejki itp. Na estradzie występowali nie tylko w konkursie przedstawiciele sołectw, ale i orkiestra dęta GCKIS Chotomów, na zakończenie zaś zespoły: Radioaktywny Świat z Gosią Andrzejewską oraz ENEJ. Nam starczyło również trochę czasu, aby zwiedzić parter miejscowego pałacu. Był to więc w sumie bardzo udany wyjazd studyjny, zachęcający do ponownych pobytów w tych – a także innych pominiętych miejscowościach i miejscach oraz zachęcania do tego innych, co niniejszym czynię.
Cezary Rudziński