Bliskowschodni konflikt po raz kolejny powoduje cierpienie niewinnych cywilów, a mieszkańcy z obu stron, uwikłani w polityczne gry, płacą życiem za działania przywódców.
Kocham tę Ziemie, Kocham Ziemię Świętą. Mam tam wypróbowanych przyjaciół, zarówno żydowskich jak i palestyńskich. Tam studiowałem, a dzięki przyjaciołom zorganizowałem 4 Kongresy Polskich Mediów; dwa z Ministerstwem Turystyki Izraela i dwa z Ministerstwem Turystyki Palestyny. Udało mi się zorganizować tam kilkadziesiąt study press, w których udział wzięło ponad 3000 przedstawicieli mediów. Ta Ziemia jest dla mnie drugą Ojczyzną.
Od 1985 roku obserwowałem jak państwo Izrael zaciska pierścień restrykcji wobec Palestyńczyków, ograniczając ich prawo do przemieszczania się, do pracy, do godnego życia. Wreszcie wybuchli, a kamienie stały się bronią.
Byłem świadkiem pierwszej palestyńskiej Intifady w 1987 roku. Dzień jej rozpoczęcia, 8 grudnia utkwił mi w pamięci głównie przez wypadek przyjaciela. Jadący z Jerozolimy ks. profesor Filip Di Grazia był jedną z pierwszych jej ofiar. Na wysokości Grobu Racheli w Betlejem, został obrzucony kamieniami i stracił szyby w samochodzie, w którym jechał na wykład.
Potem kolejne restrykcje, kolejne Intifady, kolejne ofiary zamachów. Żyliśmy tam jak na beczce prochu, bo wszędzie mogła wybuchnąć żywa bomba rzemieślniczej produkcji.
Każdy protest Palestyńczyków był bardzo surowo karany. Tracili nie tylko domy, ale i ziemie. Ostatecznie zostali zamknięci za murem, większość z nich od urodzenia po dorosłe życie nie opuściła miejsca zamieszkania, nawet na wycieczkę.
I tak dziś mamy kolejny protest czy wręcz stan wojenny, który został sprowokowany i wyreżyserowany przez polityków, dla których stan wiecznego napięcia pomiędzy narodami jest politycznie na rękę. Dzięki niemu upadająca prawica może utrzymać władzę. Cierpią cywile palestyńscy, cierpią wszyscy mieszkańcy Izraela. Dziedzictwo kulturowe obraca się w gruz, profanowane są najświętsze miejsca wszystkich religii.
Mimo, że Izrael ma tarczę i rakiety Hamasu go nie dosięgają, to groźba wojny zagląda do każdego żydowskiego domu.
W Palestynie natomiast burzone są domy, giną ludzie. Obserwując to co dzieje się na Bliskim Wschodzie od ponad 37 lat, mogą pokusić się o diagnozę, że ten stan wojenny to nic innego jak polityczne rozgrywki dla utrzymania władzy.
Jakże prawdziwym jest twierdzenie, że „to niewielu decyduje o losach wielu”.
Niezmiennie kocham tę Ziemie, jej mieszkańców Żydów i Palestyńczyków. Jak tylko będzie to możliwie, ponownie zorganizuje tam kolejną dziennikarską wyprawę, by przybliżyć Polakom tę niezwykłą, bogatą kulturowo, przepiękną krainę.
Marek Traczyk