Powiatowy inspektor sanitarny w Wodzisławiu Śląskim nakazał w trybie pilnym zamknięcie szpitala i zawiadomił miejscową prokuraturę. "To, co działo się w Rydułtowach, przechodzi ludzkie pojęcie" – mówi DZIENNIKOWI Jan Bondar, rzecznik Głównego Inspektoratu Sanitarnego w Warszawie. "Ciężarne kobiety myły się w miednicach, bo na oddziale położniczym brakowało bieżącej wody. Troje noworodków zakaziło się bardzo niebezpieczną bakterią" – opowiada.
Informacje potwierdza Witold Janiec, szef prokuratury w Wodzisławiu. "W środę po południu inspektorat sanitarny powiadomił nas o natychmiastowym zamknięciu oddziału położniczo-ginekologicznego. Alarmował, że panują tam skandaliczne warunki sanitarne" – mówi.
Wicedyrektor szpitala Andrzej Kosteczko tłumaczy, że bieżącej wody brakowało tylko raz, przez dwie godziny i to w nocy. "Chcieliśmy sprawdzić jakość wody, dlatego ją odcięliśmy" – przyznaje. Nie czuje się też odpowiedzialny za sepsę noworodków, bo, jak twierdzi, zachorowały już po tym, kiedy zostały wypisane do domów. "Były zdrowe, gdy opuszczały szpital. Wróciły do nas z rozwiniętą chorobą dopiero po kilku dniach" – broni się. Kosteczko nie był jednak w stanie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego naraz zachorowało aż troje dzieci z tego samego szpitala.
Mali pacjenci leżą teraz na oddziale patologii noworodka. Wicedyrektor zapewnia, że ich życie nie jest zagrożone. Lekarz dyżurny oddziału nie chciał udzielić nam w tej sprawie komentarza. Specjalistka od zakażeń prof. Waleria Hryniewicz alarmuje. "Ten rodzaj bakterii jest zawsze bardzo niebezpieczny dla tak małych dzieci" – mówi.
Jaka jest prawda o stanie zdrowia maluchów, dowiemy się dziś w południe, kiedy sanepid ogłosi swój raport z dochodzenia epidemiologicznego w tej sprawie. Raport będzie też podstawą do postawienia szpitalowi zarzutów. "Na razie mowa jest o nieumyślnym sprowadzeniu zagrożenia epidemiologicznego" – mówi prokurator Rafał Figura, który objął nadzorem dochodzenie.
Według informacji, matki trojga noworodków nie są chore.
Katarzyna Bartman, Sławomir Cichy