Urodził się w roku 1952 w Teatrze Kameralnym w Bydgoszczy. Dosłownie. Jego pierwszy oddech, o czym jest przekonany i co wpłynęło na całe jego późniejsze zawodowe życie, to było zachłyśnięcie się zapachem sceny. W wózku kołysał go Kazimierz Wichniarz, grający wówczas w Bydgoszczy w sztuce „Śmierć za kominem” Karola Dickensa.
W 1964 roku rodzina Szopów zamieszkała w kurorcie Ciechocinek. Ojciec Andrzeja Szopy, Jerzy, był na owe czasy jedynym psychiatrą w uzdrowisku, przepracował w Szpitalu Kolejowym ponad 40 lat. Andrzej skończył tu podstawówkę i liceum, gdzie jako tzw. „dupa Jasiu” z matematyki, dzięki zdolnościom humanistycznym, zdał maturę w 1971 roku, po czym wyruszył na podbój miasta Łódź. Jak na prawdziwego aktora przystało, zdawał do łódzkiej filmówki trzy razy. Ożenił się z koleżanką z roku. Po rozmaitych kolejach losu, tragicznych przeżyciach osobistych, wyjechał na 20 lat do Chicago. Tam, na cmentarzu, spoczywa autor „Czerwonych maków na Monte Cassino” Feliks Konarski, który twierdził, że „stara Polonia miała Szopena a nowa Polonia ma Szopę”. Chicago to najbliższe sercu Andrzeja miasto na świecie po Warszawie i Ciechocinku.
Po powrocie do Polski, związał się z warszawskim Teatrem Kwadrat, który zawsze był jego marzeniem. Gdy stanął w tym Teatrze na scenie obok Jana Kobuszewskiego, Jerzego Turka, Wojciecha Pokory, Barbary Rylskiej, Andrzeja Kopiczyńskiego, wiedział, że odnalazł swoje właściwe miejsce na ziemi.
Kilka lat temu usłyszał, że jeśli nie podda się natychmiast operacjom serca i kręgosłupa, na deskach teatru nigdy więcej nie stanie. Uwierzył, że życie uratuje mi powrót do Ameryki. 9,5-godzinna operacja kręgosłupa w Chicago wprawdzie się udała, ale w trakcie nastąpił udar mózgu, niedowład, porażenie mowy. Jego ubezpieczenie nie obejmowało rehabilitacji, więc Andrzej został umieszczony w amerykańskim domu starców, w prezencie dostał wózek elektryczny, prozac i całodobową obsługę pielęgniarską.
Po roku wegetacji 60-letni, najmłodszy w tym ośrodku „staruszek”, poddał się namowie przyjaciół i wrócił do Ciechocinka. Przyjaciele postanowili zespołowo: „Postawimy cię, Szopo”. Andrzej dostał się w ręce najznakomitszych ciechocińskich lekarzy i rehabilitantów, ciechocinian, którzy „terminowali” u jego wspaniałego ojca, kumpli z liceum. Ciechocińska solanka, w której Andrzeja zanurzają rehabilitanci dzień w dzień, jak wiadomo „uzdrawia potężnie”. Zespoły z Ciechocinka: „Zdrowa Woda” i „Skołowani” organizują Andrzejowi benefis w maju w Teatrze Letnim. Poprowadzi go dyrektor „Kwadratu”, Andrzej Nejman. W „Kwadracie” wciąż trzymają dla Andrzeja miejsce. Na benefis przyjadą przyjaciele – aktorzy. Andrzej jeszcze nie wierzy, że za jakiś czas o własnych siłach wejdzie po schodach do rodzinnego domu na Sosnowej i zagra własnymi palcami na zakurzonym pianinie. A jak już wyjedzie z Ciechocinka, zagra kolejne wielkie role w „Kwadracie”.
Teresa Kudyba
Świetny! Dziękuję Ci za film o śp. Piotrze Mańce i pałacu Bismarcka w Warcinie w powiecie słupskim.