Dopiero spojrzenie w zwykłe lustro pozwala nam krytycznym okiem spojrzeć na siebie i zauważyć nie tylko upływający czas odciśnięty na naszym obliczu, ale również ocenić, czy aby smaczna kremówka jest nam wskazana, czy też powinniśmy z niej zrezygnować.
Te jednak publicystyczne rozważania chciałbym poświęcić nie zdrowemu odżywianiu, czy też zagadnieniom fizyki związanymi z odbiciem się światła, ale dużo poważniejszej sprawie związanej ze sprawą lustracji w Kościele. Warto na spokojnie bez emocji, albo też bez większych emocji, spróbować przyjrzeć się temu zjawisku.
Szata nobilituje i zobowiązuję
Czyli Człowiek jest tylko człowiekiem
Chciałoby się, aby wszyscy Katolicy, żyli zgodnie z dziesięcioma przykazaniami. Oczywistym się wydaje, że przykazania miłowania Boga i człowieka, mamy wpojone od dziecka, więc nie powinno być zabójstw, kradzieży, świętokradztwa czy też pracy w niedziele. Życie jednak pokazuje, iż cały czas policja i sądy mają pełne ręce roboty, a parkingi przed hipermarketami pękają w szwach w niedzielne popołudnie. Taki jest ten świat. To jednak, że wygląda on tak a nie inaczej nie oznacza, że mamy godzić się na zło lub też udawać i go nie dostrzegać. Nie możemy się obrażać na rzeczywistość, lecz cały czas przypominać, co wypada, a czego nie wolno. Trwa walka dobra ze złem i będzie się ona toczyła do ostatniego zachodu słońca, jaki dobry Bóg pozwoli oglądać ludzkości.
Podobnie ma się sprawa współpracy niektórych ludzi kościoła z komunistycznym aparatem bezpieczeństwa. To, że do takiej współpracy dochodziło jest bezspornym faktem, dlatego dziwić się należy, że tak wielu udaje zaskoczonych takimi informacjami. Z tego powodu ośrodki medialne najbardziej eksponują skrajne opinie. Tych, którzy z tych pojedynczych wypadków tworzą kolejną czarną legendę o ludziach kościoła lub też tych, którzy na wspomnienie o tym dostają alergicznych drgawek i najchętniej wszystko zamietliby pod dywan. Obie postawy, zdaniem autora, przynoszą szkodę Kościołowi, gdyż jak uczy Dobra Księga, trzeba stanąć w prawdzie, gdyż tylko ona może wyzwolić.
Prawda, zaś o tamtych wydarzeniach pokazuje, że to właśnie Kościół i jego ludzie wyszli z tej wojny zwycięsko. Warto przypomnieć, że do zwalczania Kościoła Katolickiego powołano specjalny IV Departament w Wydziale Spraw Wewnętrznych. Cała armia ludzi, wyposażona w różnorodne środki i nowinki techniczne przy użyciu kija i marchewki dzień i noc czyhała na duchownych. Żadne inne środowisko, czy grupa zawodowa nie była poddana takiej inwigilacji. Każdy duchowny miał swoją teczkę, gdzie skrupulatnie gromadzono wszystkie informacje na temat jego i rodziny. Ostateczny efekt pokazuję, że pomimo takiego wielkiego nacisku udało się im pozyskać na różne formy współpracy tylko niecałe 10% . Ponad 90% oparło się wszelkim pokusom mało tego wielu z nich zapłaciło za to szykanami, prześladowaniem, spotkaniami wieczorową porą z nieznanymi sprawcami, a niektórzy ponieśli nawet cenę…najwyższą. Z tych powodów temat stosunków Państwo Kościół za czasów PRL to chlubna karta duchowieństwa, której nie należy przesłaniać wskazując na czarne owce.
Wielu wychodząc z tego przesłania proponuje, aby zawiesić zasłonę milczenia i zapomnieć o agentach w sutannach. Jest to jednak chyba najgorsze z możliwych rozwiązań, gdyż nie załatwia ono niczego, nie rozwiązuje problemu i nie daje ludziom, którzy upadli możliwości powrotu. Mało tego osoby uwikłane mogą być nadal wykorzystywane i szantażowane, gdyż akta w różnej postaci ocalały. Małą wiarą wykazali się ci, którzy bardziej zaufali generałowi Czesławowi Kiszczakowi niż Pismu Świętemu. Dobra Księga mówi wyraźnie: Co ukryte jawnym będzie, a generał oświadczył, iż akta departamentu IV zostały zniszczone. Dzisiaj każdy, kto podobnie jak autor tego artykułu, miał możliwość badać zasoby Instytutu Pamięci Narodowej, nie ma złudzeń, że generał wyraźnie mijał się z prawdą, zapisy w Księdze Życia po raz kolejny ukazały, że pomimo upływu czasu są nadal aktualne.
Rana leczona nie jest groźna
Czyli co zrobić, aby lekarstwo nie okazało się gorsze od choroby?
Kościół poza swoją najważniejszą misją jest również instytucją złożoną z ludzi i działającą dla ludzi z tego powodu można go przyrównać do wielkiego szpitala, do którego przybywają ci, którzy źle się mają. Jednak naiwnością byłoby sądzić, że lekarze a nawet ordynatorzy w nim pracujący nigdy nie chorują. Można być doskonałym chirurgiem, a równocześnie mieć problemy żołądkowe czy też ze względu na „naiwność” zarazić się chorobą zakaźną. To jest rzeczywistość, chociaż smutna i bolesna, ale jednak ona nie zniknie, kiedy się zamknie oczy. Warto o tym pamiętać i zastosować kwarantannę odpowiednią do stopnia skażenia. Tym bardziej, że Kościół ma utartą drogę powrotu dla tych, którym po drodze pomyliły się kierunkowskazy i pobłądzili. Wystarczy zastosować pięć warunków dobrej spowiedzi. Jest to o tyle ważne, że nie podjęcie tego działania, jest odczytywane jak zmiatanie śmieci pod dywan, co może być, szczególnie dla osób żyjących wiarą, powodem do zgorszenia.
Zaniechanie konkretnych działań, skutkują tym, że nieprzychylni dla kościoła rozpoczęli prawdziwe polowanie z nagonką, co pozbawiło już dzisiaj duchownych praw, jakie przysługują każdemu innemu posądzonemu obywatelowi tego kraju. Pozostawiając tę sytuacje własnemu losowi nie można liczyć, iż ona sama się rozwiążę, bowiem wrogie siły postarają się, aby wytworzyć atmosferę, w której powstanie przeświadczenie, że to nie Kościół walczył o prawa człowieka z komuną, ale że to on był narzędziem zniewolenia stosowanym przez UB. Piękna karta, jaką zapisali się duchowni poprzez swoją postawę i działania w okresie PRL-u może zostać przeobrażona w kolejną czarną legendę. Najlepiej o tym zjawisku mówi rosyjska anegdota. Oto pewnego razu młody zdolny i dobrze się zapowiadający porucznik został w trybie pilnym wysłany przez cara na odległą placówkę. Po dziesięciu latach pobytu na zesłaniu udało mu się przybyć do Moskwy i spotkać z Carem. Podczas rozmowy zdesperowany już nie taki młody oficer zapytał cara o przyczynę tego zesłania. Na to car odpowiedział: Podobno ukradliście komuś zegarek. Na to młodzieniec zmieszany odrzekł: Ależ wasza wysokość to nie ja, lecz mi ukradziono zegarek. Warto o tym pamiętać, gdyż poprzez natężenie niejasnych i sprzecznych informacji bardzo łatwo pomylić ofiarę z oprawcą.
Jacek Kachel