PETRA – NOWY SIÓDMY CUD ŚWIATA
Jordania ma swoją perłę wśród zabytków – Petrę, co oznacza „skała”. Miasto to zostało bowiem wykute w skałach, które w promieniach słońca mienią się zdecydowanymi, nasyconymi barwami w odcieniach czerwieni, brązu, fioletu, rudości i żółci. Wzmianki o Petrze znajdziemy już w Starym Testamencie. Petra była praktycznie nie do zdobycia. Szczelina, przez którą można do niej wejść, liczy kilka metrów szerokości i ciągnie się ponad dwa kilometry wzdłuż: załomów skalnych, grot, skał sięgających nawet stu metrów wysokości.
Petra przed tysiącami lat należała do Edomitów, którzy w skałach wyciosali słupy, wykorzystywane do obrzędów związanych z kultem słońca i płodności, czy kamienny ołtarz, na którym składano ofiary ze zwierząt i ludzi. W V w. p.n.e. Petrę przejęło plemię Nabatejczyków i to oni rozbudowali to miasto. W skałach wyciosali: pałace, domy, grobowce, świątynie, amfiteatr na 7 tys. miejsc. Pozostałości świetności widać, podążając utartą drogą wzdłuż skał. Przez wieki Petra znana była głównie beduinom, którzy strzegli tajemnicy wejścia do niej. Dla współczesnych Petrę odkryto podstępem na początku XIX w.
Drogę wzdłuż skalnych ścian można sobie skrócić, jadąc: dorożką, na koniu lub na wielbłądzie. Jednak uroki Petry odkrywa się wędrując pieszo przez skalny wąwóz, gdzie za kolejnym zaułkiem wyłaniają się zapierające dech w piersiach skały. W pewnym momencie wąwóz nagle urywa się, a zza skalnych wrót wyłania się słynny, wykuty w czerwonej skale Skarbiec – Al-Khazneh. Osłonięty od wiatru i deszczu królewski grobowiec to jeden z najlepiej zachowanych budynków Petry. Każdy z przewodników wspomina tu o krążącej legendzie, że w skarbcu miały się znajdować ogromne kosztowności. Wielu w to wierzyło, gdyż na murach widać liczne ślady kul tych, którzy próbowali się do skarbca dostać. Ale to jeszcze nie koniec wędrówki. Droga prowadzi dalej – do wykutego w skale Klasztoru Al-Deir, którego fasada, jest podobna do tej ze Skarbca. Petrę mieniącą się wszystkimi barwami ziemi w ostrych promieniach słońca ujrzeliśmy przed południem 8 lipca 2007 roku, kilka godzin po oficjalnym ogłoszeniu, że w poczet nowych siedmiu cudów świata wpisano właśnie to miasto w Jordanii. Mieszkańcy Petry do północy, przy śpiewach i tańcach, w blaskach fajerwerków, świętowali to wydarzenie. – Nie byliśmy tym faktem zaskoczeni – przyznał Hani Alkhudair – wicedyrektor Narodowej Dyrekcji Turystyki Jordanii – Petra walczyła o miano jednego z zabytków zaliczanych do siedmiu cudów świata, przeprowadziliśmy dobrą kampanię reklamową. Naszym zadaniem było promować Petrę wśród międzynarodowej społeczności. Walczyliśmy i udało się. – Jakie działania – zapytałam – władze Jordanii planują przedsięwziąć, by to pełne uroku miejsce nie zostało szybko „zadeptane” przez turystów? – Musimy przyjąć strategiczne plany, by jak najlepiej chronić ten zabytek. Obecnie każdego dnia Petrę mogą zwiedzać 2 tys. turystów. Planujemy powiększyć liczbę zwiedzających, ale po podjęciu środków ostrożności, by zabytek ten przetrwał dla następnych pokoleń.
W DRODZE DO ZIEMI ŚWIĘTEJ
Zatoka Akaba –Petra i Morze Martwe, to „złoty trójkąt” w Jordanii, jak go określił Hani Alkhudair. 90 proc. powierzchni tego kraju, to pustynia. Wielu turystów chciałoby właśnie na pustyni podziwiać wschody i zachody słońca. Jednak to nie jest możliwe. – Na pustyni – wyjaśnił Alkhudair – jest park narodowy i nie będzie żadnej infrastruktury. Natomiast na jej obrzeżach są i będą nowe miejsca na sieć campingów, pola namiotowe, a nie tylko hotele 4-5-gwiazdkowe i to umożliwi zwiedzanie tych miejsc. Turystyka w Jordanii zaczyna zajmować jedno z głównych miejsc w tworzeniu dochodu narodowego. Coraz więcej zwiedzających przyjeżdża tu z Europy, głównie z: Anglii, Hiszpanii, Francji, Niemiec ostatnio z Rosji, Ukrainy. Polacy są zaliczani do grupy niszowej. Jeżeli już przyjeżdżają do Jordanii, to do miejsc takich jak: Petra, Amman, Góra Nebo, Madaba, czyli powiązanych z Ziemią Świętą, która z Jordanii prowadzi na terytorium Izraela. Święte miejsca, modlitwa, świat zdominowany przez mężczyzn, widok ortodoksyjnych wyznawców islamu, z tym kojarzy się Jordania. Monotonny rytm dnia przerywa głos z meczetu, nawołujący muzułmanów do modlitwy. Czymś normalnym jest widok chociażby policjanta, strzegącego wjazdu do hotelu, kiedy o określonej porze bierze swój dywanik i niczym nierozproszony zaczyna się modlić. Nie zapomnę widoku policjanta, który polewał sobie czarne buty wodą z butelki. – Zobaczcie – zwrócił uwagę któryś z dziennikarzy – jaki porządny facet dba, by nie mieć zakurzonych butów. Widzieliście u nas, by ktoś tak dbał o wygląd? – Szybko się okazało, że to nie o buty dbał, ale taki jest ceremoniał do wypełnienia. Zanim muzułmanin zacznie się modlić, musi obmyć: uszy, ręce, nogi, oczy, usta. Czyni tak 5 razy dziennie, bo tyle razy wzywany jest do modlitwy. Podróżując z Ammanu do Petry, a potem w kierunku Morza Martwego, na obrzeżach osiedli zobaczymy sklecone naprędce cztery ściany z dykty, a obok stada owiec, kóz. To beduini – odwieczni wędrowcy, bezpaństwowcy – zaczynają się osiedlać. Do 2001 roku przemieszczali się między państwami bez przeszkód. Po 2001 roku granice dla nich pozamykano i podjęto próby ich ucywilizowania, chce się ich upaństwowić, nadać im status obywatela.
Przejście granicy między Jordanią a Izraelem i dla beduina, i dla turysty nie należy do łatwych i przyjemnych. W Jordanii wyjaśniają nam, że wszelkie utrudnienia wynikają ze strony Izraela, ale chyba nie do końca tak jest. Moda na Jordanię przyczynia się do tego, że Jordania planuje wprowadzić opłaty wyjazdowe (30-40 dol.), takie jak w Izraelu. A przecież już obecnie kraj ten nie jest tani dla turystów. Za dolara otrzyma się zaledwie 0,7 dinara, choć wszędzie można płacić także amerykańskimi dolarami. Najniższą kwotą, jakiej się tu żąda od turysty, jest jeden dolar.
BOŻENA NOWOTNIAK