To druga edycja, druga odsłona, a w niej, poza rzecz jasna doskonałymi filmami, masa znanych ludzi, ludzi z pierwszych stron nie tylko gazet, ale srebrnego i kinowego ekranu.
Nie wiem co jest ważniejsze w tej mojej obecności w Kazimierzu, czy to, że zwiedziłem „zaczarowane miasto”, czy to, że obejrzałem i skonsumowałem „festiwalowe danie”.
Nie jestem aż tak wielkim znawcą (tak uważam) sztuki filmowej, aby oceniać poszczególne filmy, aktorskie role czy kreacje.
Dla mnie interesującym w tych festiwalowych dniach, było zupełnie coś innego.
Starałem się zrozumieć, jak małe miasteczko (3 tysięczne) , może coś takiego znosić, jak przetrawić przetaczającą się po ulicach i placach niezliczona masę ludzi, handlujących wszędzie i wszystkim kramarzy, a wszystko przemieszane nowe ze starym stare z nowym. galimatias, czy jak kto woli – kogel mogel.
Moje spostrzeżenia nie są li tylko moimi. Podobne a nawet jeszcze bardziej drastycznych słów, używali mieszkańcy Kazimierza, którzy choć mają niemałe dochody z turystyki, czują się wypchnięci poza Kazimierz, niezauważani, wręcz nieobecni.
Sama impreza jak zaznaczyłem jest rzeczywistą promocją miasta, ale w głównej mierze autopromocją jej organizatorów, zaś w jej organizacji razi zbyt wiele niepotrzebnych i nie pasujących do specyfiki miasta nazwijmy to „gadżetów”
Bo to że w samym centrum miasteczka, pod zabytkowa studnią, w otoczeniu przepięknych starych kamieniczek i gdzie człowiek czuje bez mała oddech historii, na środku tego placu stoją wyeksponowane dwa najnowsze mercedesy , podświetlone, błyszczące, ale w tej scenerii ohydne do niczego nie pasujące. Wiele osób zwracało na to uwagę. (pewnie sponsor festiwalu)
Sam festiwal to bez wątpienia wielka dla Kazimierza promocja, choć samo miasto jak już delikatnie napomknąłem, zostało w rzeczywistości zawłaszczone przez „aktorską warszawkę” Widać to na ulicach gdzie co kilka metrów galerie znanych i mniej znanych artystów, malarzy , gdzie pełno aktorów i reżyserów, czy spikerów TV.
Co ciekawe – Najłatwiej na ulicach rozpoznać tych absolutnie nie znanych artystów. Chodzą w ciemnych okularach gestykulują i próbują zwrócić na siebie uwagę.
Jak to w życiu.
Festiwal, a w zasadzie otoczka festiwalu, przypomina jako żywo, "Piknik na skraju drogi" Strugackich, gdzie przelatujący w okolicy planety Ziemia kosmici, wprawdzie lądują na naszej planecie, ale absolutnie nie zauważają ani ludzi ani naszej cywilizacji.
Lądują, zjadają swoje kanapki, zostawiają masę śmieci i lecą dalej.
W istocie, przyjezdni – artyści nie zauważają ani "miejscowych", ani nawet Kazimierza. Dolnego
Zapatrzeni w siebie, zapatrzeni w "swoje gwiazdy" Żyją własnym światem.
Kazimierz jest dla nich maleńkim przystankiem. Zawłaszczają to miasto, jego klimat, chwaląc się, że to oni ten klimat tworzą, że to dzięki nim istnieje Kazimierz.
Takie opinie o przyjezdnych mają "tubylcy" pracujący w „ich” galeriach, w „ich” klubach,
A ja?
Jak zwykle krytykuję, bo jak kiedyś powiedziała znana dziennikarka, dziennikarz nie jest od chwalenia . Od chwalenia są PR-owcy i tej zasady staram się trzymać.
Ale nawet z tymi obrzydliwymi mercedesami stojącymi na środku dużego rynku,Kazimierz to piękne miasto, naprawdę piękne.
Piotr Kalinowski
Galeria zdjeć na stronie: http://www.radziejowkujawski.vgh.pl/readarticle.php?article_id=81