20 stycznia 2020 roku duży statek wycieczkowy Diamond Princess rozpoczął kolejny rejs. Wśród pasażerów był obywatel Chin, u którego zdiagnozowano nowy typ wirusa – Covid-19.
Na liniowcu wybuchła epidemia, w wyniku której kwarantanną objęto 3,7 tys. pasażerów i marynarzy. Siedzieli w izolacji w swoich kabinach, stopniowo zarażając się. W efekcie w ciągu trzech tygodni z 10 przypadków doszło do kilkuset. W tym czasie koronawirus nie rozprzestrzenił się jeszcze na całym świecie, a Diamond Princess uważano za jedno z głównych ognisk, obok Chin.
Obecnie pierwsza fala pandemii została powstrzymana. Jednak przemysł wycieczkowy doznał takich szkód, po których nadal nie może się odbudować. Na przykład Carnival z Florydy odnotował w czerwcu rekordową kwartalną stratę w wysokości 4,4 miliarda dolarów.
Dopiero teraz podejmuje się próby przywrócenia rejsów wycieczkowych. Pod koniec września liniowiec Mein Schiff z 900 turystami na pokładzie wyruszył w rejs na wyspy Grecji. Jednak podróż musiała zostać pilnie przerwana po 12 pozytywnych testach na koronawirusa u pasażerów.
Niestety, w niektórych krajach granice morskie są nadal zamknięte. Porty nie wpuszczają statków. Z tego powodu właściciele statków wycieczkowych muszą z wyprzedzeniem pozbywać się jednostek, aby nie ponosić wysokich kosztów ich utrzymania. W rezultacie w porcie w zachodniej Turcji pojawił się cały „cmentarz statków wycieczkowych”. Przypływają tu na złomowanie. Obecnie w doku jest już pięć statków. Wkrótce mają dołączyć jeszcze trzy.
Zdaniem prezesa Tureckiego Związku Stoczniowego Kamila Onala wcześniej demontowano głównie barki. Ale pandemia dokonała zmian. Statki pochodzą z całego świata. Demontaż jednego zajmuje zespołowi pracowników około sześciu miesięcy.
foto: Reuters