31 lipca, w gościnnych progach Spiżarni Artystycznej przy ul. Kopernika 30 w Warszawie, odbył się pokaz niezależnego filmu pt. Ziarno Świadomości, autorstwa Rafała Smykowskiego i Filipa Koneckiego.
Uczestnicy pokazu mieli wyjątkową możliwość nie tylko poznać autorów tego niepowtarzalnego obrazu, ale także skosztować smakołyków przywiezionych na tę okazję przez bohaterów filmu, Pedra i Bernarda Dogorów oraz posłuchać ich opowieści o blaskach i cieniach upraw naturalnych. A Także o miłości do Ziemi i jej plonów, i o życiu w symbiozie z Matką Naturą.
Pedro i Bernard, wraz z mamą Teresą, prowadzą na Podlasiu naturalne gospodarstwo rolne.
Mieszkają tu szczęśliwe kury, gęsi i kaczki, a w nieskażonej chemią glebie rodzą się najsmaczniejsze w Polsce pomidory (subiektywna ocena red.), w blisko 300 odmianach oraz inne warzywa i owoce. Pod koniec lata p. Teresa zamyka pachnące słońcem plony w słoikach, by cieszyły podniebienia mieszczuchów, tęskniących za smakiem „jak dawniej”. I choć w miejskich sklepach próżno szukać tych rarytasów, już niebawem będzie można je kupić w Warszawie, ale o tym później. Teraz o powodach dlaczego takich gospodarstw jest ciągle niewiele, a droga produktów od pola do stołu kręta i wyboista.
Zachęcamy do przeczytania tekstu red. Bohdana Juchniewicza, który był jednym z gości pokazu i podzielił się z nami swoimi spostrzeżeniami.
Kogo obudzi „Ziarno Świadomości”?
Tak zatytułowany film powinni zobaczyć wszyscy zajmujący ważne pozycje na drabinie zarządzania polskim rolnictwem i handlem. A może i osoby w kierownictwie samorządów, chociaż na przykładzie Warszawy, czarno to widzę.
Film stworzony przez Rafała Smykowskiego i Filipa Koneckiego trwa wprawdzie 115 minut, ale można go oglądać etapami. Oglądać i odpowiadać na zadawane w nim pytania. Tak bez szczegółowej analizy powtarzam jedno z pytań – dlaczego władzom miast bardziej zależy na pomyślności deweloperów czerpiącym zyski z galerii handlowych, a nie zależy na rozwoju targowisk?
Czy tylko ostre protesty handlujących na bazarach, gdy grozi im widmo likwidacji budek z warzywami, i czy głośnie demonstracje klientów, są jedyną drogą do skłonienia urzędników do pójścia po rozum? Przecież to na targowiska produkty z pola trafiają najkrótszą drogą.
To pytania na początek. Film zmusza do zastanowienia się nad tym, co jest lepsze dla zdrowia obywateli – rolnictwo prozdrowotne, naturalne, z tradycyjnymi metodami czy wielkotowarowa, oparta na agrochemii, gospodarka żywnościowa. Wprawdzie mamy XXI wiek, ale wiele wskazuje na panowanie historycznego już stylu zarządzania i stosowanego przez kierownika kołchozu – liczy się plan, a nie zdrowy plon. Najwięcej ton uzyskanych za wszelką ceną! Kolejne etapy wysokotowarowej gospodarki żywnościowej też są nastawione na ilość, a nie na zdrowotną jakość.
Skoro przez minione 35 lat dopracowaliśmy się w Polsce 1 % certyfikowanych upraw ekologicznych , to w tym tempie do poważnej zmiany dojdzie w następny wieku. Na marginesie, europejska strategia wyznacza dojście do celu 25 % już w 2030 roku. Dojdziemy, owszem, w 2130 roku.
A przecież już w 1930 roku w Szelejewie istniało pierwsze gospodarstwo ekologiczne, założone przez senatora Stanisława Karłowskiego. Po zmianie ustroju w 1989 roku można było szeroko czerpać z przedwojennego wzorca. Tymczasem rolnictwo ekologiczne rozwija się powoli i mamy ok. 22 tys. certyfikowanych gospodarstw.
Rozwija się za to agrochemia z fatalnym dla zdrowia skutkiem.
Cały przekaz filmu to rzetelna pochwała korzyści z naturalnych metod gospodarowania. Ale jednocześnie film przedstawia problem ekonomii postawionej na głowie. Dobrą żywność eksportujemy do krajów ceniących zdrowie obywateli. Importujemy tanią żywność, argumentując przy tym, że trzeba dbać o portfele naszych obywateli.
W filmie, w części o użyźnianiu gleby, pada fundamentalne stwierdzenie – „dżdżownice nie wystawiają faktur”. A dostawcy środków agrochemicznych wystawiają. Płatność następuje prze okienku aptecznym i przez przelewy NFZ dla szpitali. I tu tkwi istota ekonomi społecznej.
Jeszcze w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku miałem możność obserwować starania uczniów profesora Juliana Aleksandrowicza, aby upowszechnić wyniki jego badań. Profesor w czasie tych badań zwrócił uwagę na możliwy wpływ zaburzeń składu środowiska na zawartość biopierwiastków w żywych organizmach zarówno zwierząt jak i ludzi. Stwierdził, że niedobory jak i nadmiary bioelementów oraz ich wzajemne relacje mogą wiązać się bezpośrednio z zapadalnością na niektóre choroby. W tym układu sercowo-naczyniowego, choroby metaboliczne, przewlekłe choroby zapalne, zaburzenia psychiczne i choroby nowotworowe.
Szukał sposobów zapobiegania tym chorobom przez profilaktykę ekologiczną. Widział ją jako życie człowieka w zgodzie z naturą, z której czerpałby siły potrzebne do prawidłowego funkcjonowania organizmu (o czym przypomina Polskie Towarzystwo Magnezologiczne).
Profesor był założycielem oraz wieloletnim przewodniczącym Komisji Ochrony Zdrowia Społecznego Polskiej Akademii Nauk. Dziś główna postać filmu – rolnik, pasjonat – Pedro Dogor realizuje postulaty profesora, a twórcy tego dokumentalnego filmu usiłują przywrócić świadomość społeczeństwa.
Bohdan Juchniewicz