Corte Polacca. Wenecjanin w Warszawie – polsko-włoska opowieść o miłości, historii i tęsknocie

Międzynarodowe Targi Książki w Warszawie

Międzynarodowe Targi Książki w Warszawie

W dniach 15-18 maja br. w Pałacu Kultury i Nauki, na placu Defilad i w Muzeum Sztuki Nowoczesnej odbyły się Międzynarodowe Targi Książki w Warszawie. W największym literackim wydarzeniu tego roku udział wzięło ponad 600 wystawców i twórców z Polski i 19 innych krajów.

Jednym z autorów, którzy w Sali Goethego PKiN i 16 maja o godzinie 16.00 mieli spotkanie z czytelnikami był Sebastiano Giorgi. Wydana w języku polskim jego książka Corte Polacca Wenecjanin w Warszawie, której wybrane fragmenty czytała Karolina Porcari, aktorka polsko-włoska wzbudziła duże zainteresowanie. W 2023 roku Wydawnictwo Austeria wydało wersję włoską, a w tym roku ta niesamowita książka ukazała się w języku polskim, w tłumaczeniu Magdaleny Wrana.

Kim jest jej autor? Sebastiano Giorgi to urodzony i wychowany w Wenecji dziennikarz, pisarz, podróżnik. Absolwent prawa na Uniwersytecie w Bolonii, redaktor naczelny dwujęzycznego czasopisma polsko-włoskiego „Gazzetta Italia” i newslettera Polonia Oggi. Żyje między Wenecją a Warszawą. To dzięki niemu mamy ponownie płaskorzeźbę Lwa świętego Marka na warszawskim Rynku, a teraz niesamowity utwór, który czyta się jednym tchem.

Tak o książce pisze Jacek Pałasiński (teatrolog, dziennikarz telewizyjny i radiowy), z którym zgadzam się co do słowa:

Urocza książka Sebastiano Giorgiego sama się czyta!

To książka o nostalgiach: za Warszawą, kiedy bohater jest w Wenecji i za Wenecją, kiedy jest w Warszawie, a także za „złotym wiekiem” pierwszych lat panowania oświeconego króla Stasia, kiedy związki polskiego dworu królewskiego z Wenecją były najsilniejsze.

W perypetie normalnego życia Włocha zakochanego w Warszawie i w Agacie, wkrada się za sprawą pewnej substancji – Historia; w wielkim wirze wydarzeń wdzierają się postacie historyczne, Wenecjanie, od Bellotta do Casanovy, spiskujący kresowi magnaci, artyści, pisarze i myśliciele, ale i XVIII-wieczny plebs.

I to wszystko dzieje się w jednym miejscu: warszawskich Łazienkach, w Pałacu na Wodzie i w przylegającym doń, pięknym parku.

Arcyciekawe i łaskocące serce są wyznania miłości do Warszawy, która stała się drugą ojczyzną bohatera, lecz nade wszystko wynoszą się przepełnione smutkiem opisy dzisiejszego upadku Wenecji, tak, tej Wenecji z młodości bohatera, której już nie ma, bo zamieniona została w rodzaj parku rozrywki dla nieprzebranych hord turystów „bite and run”.

Bohater marzy o powrocie do tej Wenecji, której jeszcze zaznał w młodości; uważa, że jest to możliwe i podsuwa pomysł jak to zrobić. Pomysł szalony, ale czy aby na pewno?
W tych zawiłych czasach, „La Corte Polacca” (znak Przeznaczenia Autora i bohatera) to prawdziwy balsam na suszę.

A ja? – Ja dziele z Autorem miłość do Warszawy i do Wenecji, los obu miast leży mi na sercu, pracuję na rzecz ich zbliżenia, przekonany, że możemy się od siebie nawzajem nauczyć, połączyć nieprzebrane kultury tych metropolii, o których związkach my Polacy wiemy stanowczo za mało. Ale po lekturze tej książki wiedzieć będziemy znacznie więcej.

Jarosław Mikołajewski, znany m.in. z przekładów Dantego, Petrarki, Michała Anioła, Leopardiego, Montalego, Ungarettiego, Luziego, ale i  Pinokia Carla Collodiego (pt. Pinokio: historia pajacyka, wyd. 2011)  z kolej tak pisze:

W mozartowskiej strukturze książki Sebastiana Giorgi (i proszę korektę, żeby nie poprawiała tej formy imienia i nazwiska) trwa błyskotliwa gra bohaterów, z których to jeden, to drugi, to trzeci jest tym, który zasługuje na miano głównego.

Fabuła jest prosta i skomplikowana jak życie – nie wymyślone, upozowane, tylko takie, jakie jest samo życie właśnie: złożone ze zwrotów akcji, skojarzeń, przypadkowych spotkań, które nakładają się na spotkania umówione czy wyreżyserowane.

Kiedy wyruszam na miasto, a bywa nim Warszawa, bywa Wenecja, na ogół znam z grubsza kierunek, a zwłaszcza cel mojej wyprawy. Tym, czego nie znam, jest przebieg, bo oto po drodze, jak w oszołamiającym bilardzie, człowiek przekazuje mnie człowiekowi, kawiarnia wystawie, wystawa nowej perspektywie i życiowej okazji… I taka jest właśnie opowieść Sebastiana Giorgi (proszę korektę, żeby nie zmieniała formy imienia i nazwiska, na żadnego Sebastiana Giorgiego, na przykład). Jak proponował kiedyś wielki Aldo Palazzeschi: wypuścić dzikiego kota i iść jego szlakiem.

Powiedzmy więc, na jakim obszarze rozgrywa się szalona przygoda w przestrzeni, czasie, wyobraźni i radości życia Sebastiana Giorgi (proszę korektę…). Otóż żyje Sebastiano Giorgi (sami widzicie!) w Warszawie, do której zabrał ze sobą Wenecję, gdzie miększa on, jego pamięć, natura i kultura. Tak więc mamy Warszawę, mamy Wenecję, i mamy postaci: Agatę, o której wiemy tyle, ile trzeba, czyli nic poza tym, że jest treścią życia i codziennego zachwytu Sebastiana (proszę korektę…). Mamy przyjaciela Włocha, który przyjechał, żeby zagrać w filmie o Bernardo Bellotto (nie odmieniam), czyli o Canaletcie (odmieniam, ale nie będę mówił kto to taki ten Canaletto, z szacunku do siebie, czytelników i Sebastiana, dobrze?). Mamy Casanovę (odmieniam), który nie dość, że doskonale pasuje do mozartowskiej struktury opowieści, to jeszcze był kiedyś w Warszawie, nie ma więc powodu, żeby nie było go w książce. Mamy świat wenecki z podręcznej biblioteczki wspomnień autora, z rozkoszami, ciekawostkami, pamiątkami, problemami (jak ograniczenia w dostępie miasta dla turystów, do których – ograniczeń, nie turystów – Sebastiano ma stosunek wyrazisty i radykalny). Mamy wreszcie Warszawę, ze szczególnym uwzględnieniem Łazienek, które są miejscem akcji filmu realizowanego w tle opowieści. A niewiele jest rzeczy ciekawszych od historii własnej – jestem warszawianinem z krwi i wyboru – opowiadanej przez kogoś, kto przeżywa ją z własnej, dajmy na to weneckiej perspektywy. Jest dowcip, patos, zdziwienie, zachwyt, uczucie, szczegół, ciekawostka, światło… Tak, światło, które przeskakuje pomiędzy elementami świata Sebastiana Giorgi (proszę korektę, by nie…) właśnie tak, jak ta rzecz, ta nowela przeskakuje pomiędzy kanałami, z kanału na kopułę, z kopuły na szkiełko, ze szkiełka na wodę z jej monstrualnymi karpiami, na której osadzony jest pałac. A z tej wody na słynne wierzchołki pawich piór, i znowu, drogą powrotną skojarzeń i wyobraźni, na szkiełka i maski Wenecji (uwaga: odmieniam świadomie).

Sebastiano Giorgi (tym razem w mianowniku) żyje na przecięciu wszystkiego ze wszystkim, korzystając z tego jako człowiek i autor. I amen, które niech zabrzmi tak, jak niemożliwymi liniami przeprowadziłby je Antonio Vivaldi. Wenecjanin, ma się rozumieć. Rudy i piękny w duszy i w sztucy, bo w ciele to sam nawet nie wiem, a gdybym nawet wiedział, to wolałbym nie rozsądzać.

Książkę powinni przeczytać wszyscy Polacy zakochani we Włoszech, a szczególnie w Wenecji i wszyscy Włosi (dla nich wersja oryginalna) zakochani w Polsce, a szczególnie w Warszawie!

Więcej: www.austeria.pl

Ewa Trzcińska

Komentarze

  1. Recenzja
    ———————–

    Jest niesamowita. Napisana przez Włocha a jednocześnie tak nasza, polska, opowieść bliskiego Nam bohatera o imieniu Checco w powieści „Corte Polacca. Wenecjanin w Warszawie”. Od pierwszych stron rozśmiesza do łez. Nie sposób oderwać się od czytania! Inteligentny, stand-upowy humor. Strona po stronie zaskakuje obserwacjami i puentami. Raz po raz myślisz sobie, śmiejąc się lub łapiąc za głowę „niemożliwe, dokładnie tak jest!”, „1:0”, „tak, niestety ma rację”.  Objętościowo książka nie jest obszerna, więc musisz ją sobie dozować i wrócić jutro, ciesząc się w międzyczasie i śmiejąc przypominając sceny. Niestety nie możesz się podzielić emocjami z nikim kogo napotkasz na swojej drodze, bo czytasz premierę i nie byłoby miło odbierać innym uczuć, które właśnie Tobą zawładnęły.

    To absolutny elementarz Polaka. Lustro dylematów, codziennych historii. Im głębiej zaprzyjaźniamy się z Checco, przypominamy sobie historię Polski, widzimy Wenecję jako piękne i bliskie zniknięciu miasto. Perłę którą trzeba wynieść ponad turystyczne zachcianki latania w kaloszach z selfi patykiem i kanapką w aluminium ze statku. Przyglądając się perypetiom bohatera (niemal dosłownie przyglądając, ponieważ książka przenosi Nas w jego świat, wszystkie sceny pojawiają się przed oczami jak żywe), poważniejemy i zaczynamy chcieć więcej zdziałać, być bardziej asertywnymi i nie dać zatracić w lajkowaniu czegokolwiek w social mediach. Ta książka mówi do Nas : wiedza jest dobra, jest asem w rękawie.

    Może morze książek to za dużo ale tą pozycję warto kupić. Przepiękna miłość do kraju a w zasadzie dwóch, jest aż do pozazdroszczenia. Historia Wenecji przeplata się z miłością do Warszawy. Każde z miast ma swoje piękne i ciemne strony, każde wymaga cierpliwości i kochających je mieszkańców, którzy będą je traktować jak wyższe dobro a nie plac zabaw.

    Ciężko jest pisać, nic nie odkrywając. Co odkryć żeby nie zburzyć napięcia:  „Najtrudniejszą rzeczą nie jest bycie fenomenem czy bohaterem, najtrudniejszą rzeczą jest bycie normalnym człowiekiem” – czy też ten fragment pokochacie jak ja? Czy mogłam Wam go zdradzić? Każde przeczytanie tego zdania to wygrana na loterii, to terapia dla zdrowia. Ale na tym poprzestanę. Nic więcej już Wam nie zacytuję. Przenieśmy się oczami w świat wyobraźni i zobaczmy o czym myśli Checco, czym są cuda jakie mijamy codziennie, choć czasem przykryte natłokiem wygód, biegu za tłumem.

    Otwarty umysł i egzystencja wprowadziły nas do XXI w. Osiągnęliśmy jako ludzie więcej niż czasami sami tego jesteśmy świadomi i teraz na równi pochyłej, przywykli do piękna i wygody, które stale są, zapominamy że kiedyś nie istniały. Przestaliśmy je pielęgnować. Cheerish. To angielskie wyrażenie apetycznie opisuje znaczenie pielęgnacji. Checco kocha swoją Wenecję i jednocześnie jest tu w Warszawie. To nie jest tak, że nie chce tam zostać, przecież każdy kocha miasto na wodzie…Wenecja tonie nie tylko pod wodę ale przez traktowanie jej jak powietrza. Piękne koliberki, który ważą tyle co nic, nie wpływają na los lądu. Każdy człowiek to natomiast konkretne kilogramy, bagaże, śmieci, a ludzi tam jest zatrzęsienie. Pomnóżmy niechciane zachowania przez miliony… bilans nie wyjdzie na zero. Zastanówmy się nad tym. Checco Was przekona do działania osadzając lukrem tą ponurość. Karma wraca!

    Uratowana Wenecja i Polska rządna kultury, o czym więcej można marzyć?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *