Różne opowieści zazwyczaj zaczynają się od wprowadzenia, że dawno, dawno temu, za górami, za lasami…
Tym razem nasza opowieść zaczyna się odwrotnie: niedawno temu, tu w naszym kraju, w Stolicy Narodowa Organizacja Indii przygotowała się z profesjonalną prezentacją skierowaną do organizatorów turystyki oraz mediów. Barwne jak sari filmy reklamowe, super przygotowani hinduscy operatorzy i obecność samego Ambasadora Indii podczas workshopu w naszej stolicy pokazały pełen profesjonalizm.
Cóż z tego, skoro było liczebnie była większością delagacja hinduska niż strona polska. 10 lipca w warszawskim hotelu InterContinental odbyły się warsztaty Incredible India połączone z prezentacją. Obie części – na medal. Uczestnicy mogli obejrzeć na profesjonalnie, dynamicznie nakręconych filmach wszystkie indyjskie atrakcje od krajobrazowych poprzez usługi (spa, transport, hotele) i aktywności turystyczne (od wypoczynku na plaży poprzez aktywności sportowe niekiedy bardzo ekstremalne do zwiedzania również nieznanych zakątków) do kuchni.
W wersji dla Kowalskiego i dla zamożnych – zachwyt wzbudzała na przykład oferta luksusowych pociągów czy obozów z namiotami, w których bez oporów zamieszkałby i radża, bo były w nich i łoża z baldachimem i rzeźbione antyki oraz kobierce na podłodze. Nieliczni obecni dowiedzieli się też, że e-wiza dla Polaków zostanie wprowadzona prawdopodobnie już w te wakacje, a bezpośrednie przeloty Warszawa-Delhi przywrócone zostaną w 2016 r. Nie wykluczono też wznowienia połączenia z Goa.
Potem przy 17 stolikach czekali touroperatorzy i reprezentanci hoteli w Indiach. Nastawieni na rozmowy z tłumami przedstawicieli naszej branży. Byli mocno zdziwieni, gdy już praktycznie po pół godzinie rozmowy się zakończyły. Ich road show po Europie Centralnej i wschodniej zakończył się w Warszawie porażką. Dlaczego? Bo nie było z kim rozmawiać. „Nasi” się nie stawili. Czyżby brak zainteresowania? A skądże. Po prostu gros biur podróży nie została po prostu zawiadomiona, że ta impreza ma miejsce. Podobnie zresztą jak media, dlatego wśród tych ostatnich przeważali, znani w środowisku amatorzy trunku i jadła (niestety jest to pewne, smutne zjawisko, że niektórzy „dziennikarze” przychodzą na konferencje prasowe aby zapełnić brzuchy).
Winny? Jest! Organizatorem workshopu była spółka TAL Aviation Poland, która tym razem wcieliła się w Agencję PR. Nie pierwszy raz podjęła się takiego zadania i po raz kolejny prostu jemy nie sprostała. Brak profesjonalizmu w wykonaniu przez takich dyletantów, nastawionych na zysk tylko dla siebie mocno zaszkodził narodowej reputacji jako nieudaczników w organizacji takich eventów. A szkoda. Bo uderzyło to przede wszystkim w samych, bardzo rozczarowanych spotkaniem Hindusów, którzy w przyjazd do nas zaangażowali nie tylko sporo wysiłku, ale i znaczące środki. Przygotowały je wspólnie Indyjskie Stowarzyszenie Touroperatorów, Ministerstwo Turystyki Indii oraz Narodowa Organizacja Turystyki Indii.
Beata Smyk
Byłem tam! Wstyd mi za organizatora, który nie powinien nigdy już zabierać się za organizację takich imprez. Hindusi byli bardzo zawiedzeni.
Nas też nie zaproszono a mamy duży sentyment i też biznes na ten kierunek
TAL Aviation to jest lotniczy Handling Agent i jeżeli zabiera się za organizowanie
promocji dla turystyki, to są po prostu do tego nie przygotowani, co też udowodnli. Z drógiej strony, jeżeli nie potrafią organizować takich imprez, czyli wynając firmę od PR, to jak chcą odprawiać linie lotnicze. Ja byłem wykształcony przez AA i Paninternational w tym zawodzie (opration director). Moim zadaniem byłą odprawa samolotów i utrzymowanie ich sprawności lotów.
Z drUgiej strony… opEration… panie wykształciuchu z AA 🙂
To musiało być tragiczne dla Hindusów, ale to też częściowo wina zleceniodawcy, że dał się nabrać polskim „specjalistom”.
Kiedyś zorganizowałem takie warsztaty dla polskich i skandynawskich touroperatorów. Zaraz po nich otrzymałem z obu stron podziękowania za pierwsze najlepiej zorganizowane warsztaty tego rodzaju w Polsce. Było mi i moim współpracownikom z Osrodka miło to słyszeć i czytać. Od tamtej chwili minęło już prawie 21 lat.
a może warto zacząć także od tego jak postrzegane są Indie przez 90% polskiego społeczeństwa.
1. A więc jako miejsce do którego może niekoniecznie warto jechać bo: śmierdzi (odchody zwierząt, mocz, trociczki….), jest tłoczno, dużo biedy na ulicach, dużo śmieci w przestrzeni publicznej etc, etc.. -> tak „na moje” swoje wrażenia przedstawia większość odwiedzających Indie uczestników wycieczek, którym w trakcie wycieczki często nagle zaczyna brakować np. jednodniowego wypoczynku na plaży. Tacy „eksperci” po powrocie raczej zniechęcają innych do wyjazdu.
2. Jako miejsce gdzie do tak taniego kraju wycieczka na 2 tygodnie, razem z przelotem, to powinna kosztować tyle co 2 tygodniowy wypoczynek w średniej klasy hotelu w Egipcie.
3. Indie nie są postrzegane jako kierunek ekskluzywny. A gdy potencjalni chętni dowiadują się ile kosztuje tygodniowa (od osoby w pokoju 2 osobowym) wycieczka luksusowym pociągiem to wybierają w tej cenie wyjazd np na Mauritius.
4. Turyści jadący do Indii z reguły nie mają pojęcia o tym że atrakcje historyczne czy architektoniczne w większości położone są od siebie w dużej odległości, i ze na pokonanie dystansu dzielącego te atrakcje czasem potrzeba po prostu paru godzin jazdy. Później na miejscu wrażenia z obejrzenia czegoś naprawdę fantastycznego są tłumione panującą na zewnątrz temperaturą oraz długim czasem przejazdu
Trudno oczywiście o obiektywny przekaz jak wygląda turystyka w Indiach ale warto być świadomym, że tak generalnie są dwie możliwości i jedna opcja.
Możliwości:
1. Backpacker’ska – tania i „przygodowa”. Trzeba mieć dużo czasu na zwiedzanie (najlepiej wyjechać na 2-3 miesiące) i być przygotowanym na noclegi o „niewyszukanym” standardzie. Wracający z tego rodzaju eskapady najczęściej wracają do Indii.
2. Luksusowa – indywidualnie lub w ekskluzywnych niewielkich liczebnie grupach. Noclegi z reguły w 5* hotelach (i to wcale nie w tych najdroższych) lub typu Heritage, lub też boutique hotel, tudzież luskusowe eskapady pociagami. Na dłuższych odcinkach wewnętrznych przeloty samolotami zamiast np 5-6 godzin jazdy samochodem. Oczywiście nie można zapomnieć o takim dobraniu godzin zwiedzania obiektów, żeby na wstępie temperatura nie powaliła z nóg turysty (proszę się zastanowić jakie wrażenia ma człowiek zwiedzający Taj Mahal w południe – śmiem twierdzić że żadne jeśli nie negatywne, bo jedyne co zapamiętał to żar i poszukiwanie miejsca w cieniu). Takie osoby wracają z reguły usatysfakcjonowane tym co widziały i jak były obsłużone.
Opcja: wyjazd na wycieczkę podczas której okazuje się, że większość wyjeżdżających zupełnie inaczej wyobrażała sobie taką eskapadę, stąd większość opinii negatywnych.
Teraz druga strona – OCZEKIWANIA TOUR OPERATORÓW INDYJSKICH –
chcieliby (co zrozumiałe) współpracować z polskimi touroperatorami którzy będą wysyłali im takie ilości turystów jak ci touroperatorzy którzy robią turystykę masową czarterami. Bo co to za biznes dla nich jeśli w skali roku touroperator z polski przyśle im 2 autokary turystów śpiących w hotelach 3* z wyżywieniem HB. Żaden biznes.
I teraz w nawiązaniu do tego wszystkiego co napisałem powyżej ilu jest touroperatorów w Polsce którzy będą nawiązywali KOLEJNE kontakty z KOLEJNYMI indyjskimi touroperatorami żeby spełnić oczekiwania tych którzy przyjechali na Road Show?
Myślę, że jaka by to nie była akcja promocyjna to efekt byłby podobny, już nawet o fatalnie dobranym (moim zdaniem) terminie tego eventu. Taki Road Show powinien mieć miejsce w marcu lub listopadzie i być poprzedzony co najmniej 7 miesięczną „reklamą” w mediach (TV, radio, prasa – mam na myśli artykuły sponsorowane,audycje radiowe i TV również) na która pieniądze niech wyłoży Indyjska Izba Turystyczna, India Incredible, Ambasada Indii etc..
Jeżeli TAL Aviation jako lotniczy Handling Agent tak zorganizował płatną promocję to podobnie jest w jego głównym biznesie. Kontakt z nimi jest praktycznie niemożliwy.
Wystarczy próbować wejść na ich stronę www – ciągle w aktualizacji!
Ależ ja to doskonale znam z naszego polskiego podwóreczka!
Wielokrotnie zdarzało się, że na zagranicznych prezentacjach Polskiej Organizacji Turystycznej pojawiał się jeden, dwóch lokalnych turoperator. Do legendy przeszła impreza Convention Bureau w jednym z krajów, gdzie nie było ani tamtejszych, ani polskich przedstawicieli branży MICE.