Z osłupieniem przeczytałem opublikowany 21.11.08 r. w „Rzeczpospolitej” tekst Izabeli Kasprzak pt. "Koniec gazetek burmistrzów ?". Do niedawna byłem redaktorem naczelnym "Echa Puszczykowa" – biuletynu samorządowego wydawanego przez Urząd Miejski w Puszczykowie. Z zażenowaniem przeczytałem o pomysłach "Izby Wydawców Prasy" wspieranych przez kilku posłów, aby zakazać administracyjnie wydawania gminom własnych czasopism. Zażartym orędownikiem takiego zakazu jest były szef informacji „Polsatu” i były członek Krajowej Rady Radia i Telewizji – poseł Jarosław Sellin. Podkreśla w „Rzeczpospolitej”, że „Samorządowe gazety to patologia. Dziennikarze mają patrzeć władzy na ręce, a w gazetach wydawanych przez samorządy za publiczne pieniądze jest na odwrót”. Trudno nie zauważyć właśnie patologii w wypowiedzi posła Sellina. Otóż zgodnie z prawem prasowym dziennikarze mają służyć społeczeństwu i Państwu. Gazety samorządowe informują lokalną społeczność o ich najżywotniejszych problemach takich, jak zmiany wysokości podatków lokalnych, planowane remonty ulic, czy zmiany zasad segregacji odpadów. Z „gazetek burmistrzów” mieszkańcy małych miasteczek i wiosek dowiadują się także o nielicznych wydarzeniach kulturalnych, które przygotowywane są dla nich. Sprowadzanie prasy przez byłego wiceministra kultury do roli oficera śledczego jest zdumiewające. Radykalne pomysły posła oraz Krajowej Izby Wydawców nie mogą nie przywoływać w pamięci monopolu "Robotniczej Spółdzielni Wydawniczej Prasa-Książka-Ruch". Nie mogą też nie skojarzyć się z nostalgicznymi wspomnieniach dawnych "prywaciarzy" i "badalyrzy" o zmonopolizowanym przez nich rynku. Ale to było i "se ne wrati" – jak to mawiają Czesi.
Po przeczytaniu artykułu w „Rzeczpospolitej” trudno nie oprzeć się wrażeniu, że grupa komercyjnych wydawców (czyli przedsiębiorców, których jedynym celem jest osiągnięcie zysku) nagle zauważyła, że w Polsce jest wydawanych ok. 2 500 gazet, z których nie czerpią oni zysków. I bardzo obłudnie usiłują odebrać gminom prawo do ich wydawania. Nie czarujmy się – owi kapitaliści pod płaszczykiem niby to wolności słowa, zamarzyli sobie, że będą mieszkańcom każdej gminy wciskać kit, iż kolejny bank, dealer samochodów, czy choćby lokalny restaurator jest "COOL"!
Był taki czas, kiedy uznano, że prasę może wydawać każdy. Gorzej było ze stacjami radiowymi. Niestety pewnej grupie "reformatorów" udało się zatrzymać rozwój niezależnych – a szczególnie lokalnych stacji telewizyjnych. Czas chyba przypomnieć sfrustrowanym wydawcom, że już od 20. lat nie muszą korzystać z "małego drukarza", ani kupować dżinsów Rifle w PEWEX-ie. Czas chyba też przypomnieć, że fundamentem demokracji jest wolność prasy, a nie jej reglamentacja. Jedyne, o czym można poważnie rozmawiać to, to czy burmistrzowie nie powinni zlecić wydawania lokalnych gazet organizacjom pozarządowym i w ten sposób wykonać kolejny krok w budowie społeczeństwa obywatelskiego. A jeśli ktoś myśli inaczej, to niech mu ziemia lekką będzie…
Jerzy Jernas
Autor uczestniczył na początku lat.90. w tworzeniu niezależnej telewizji w Polsce. Obecnie realizuje offowe filmy dokumentalne o znaczeniu kontrkultury w PRL.
Ze swej strony zapraszamy Państwa do dyskusji na ten temat i wymiany poglądów!