Warszawa: Epidemia w szpitalu dziecięcym

– Mam tego dość! Każdego dnia boję się o zdrowie mojego synka – mówi zrozpaczona Wioleta Cyranowska (22 l.), mama 3,5-miesięcznego Alana. – Przyjechałam do szpitala na Niekłańską z moim dzieckiem 10 dni temu z zapaleniem ucha. Od tego czasu mały przeszedł dwudniową, ostrą biegunkę i zapalenie oskrzeli. Mieliśmy wyjść w ostatni piątek, a wyjdziemy dopiero jutro, bo mój synek łapie tu wszelkie możliwe choroby – dodaje załamana młoda kobieta. – Ja oczywiście też złapałam ten wirus. Jestem z synkiem w szpitalu, a tu jest tylko jedna ubikacja dla rodziców. Łatwo się zarazić – opowiada przygnębiona.

Efekt jest taki, że większość matek i małych pacjentów złapało na Oddziale Patologii Noworodka i Niemowlęcia rotawirusa.

– Biegaliśmy załatwiać się do łazienki na zmianę. Toaleta była po prostu w strasznym stanie. Czułyśmy się upodlone tą sytuacją – opowiada jedna z matek, która przerywa zmowę milczenia. – Jestem pielęgniarką i uczono mnie, że gdy na oddziale panuje rotawirus, nie można przyjmować kolejnych dzieci. To przeczy podstawowym zasadom higieny! – dodaje zdenerwowana.

Ale to niejedyny problem. Szpital na Niekłańskiej jest zwyczajnie przepełniony. W jednej sali są cztery łóżeczka dziecięce i cztery matki, które opiekują się dziećmi. Ledwo się mieszczą. Dzieci, które kończą leczenie, i te, które dopiero je zaczynają, leżą razem. Dlatego mali pacjenci zarażają siebie nawzajem różnymi chorobami. Za izolatkę trzeba natomiast płacić duże pieniądze. Oficjalnie 25 złotych za dobę, a nieoficjalnie – kto da więcej. Matki po prostu się licytują, bo izolatka to gwarancja, że dziecko nie zarazi się od innych. Poza tym jest tam też łóżko dla matki.

– Mamy taką sytuację od połowy grudnia. Rotawirus to rzecz normalna u tak małych pacjentów – twierdzi dr Wanda Klonowska-Żelazko, ordynator oddziału. – Niestety, nie możemy wstrzymać przyjęć, bo ktoś musi leczyć te wszystkie dzieci. Przychodzą do nas matki ze swoimi maluchami, które zostały odesłane już z trzech szpitali. Jak my ich nie przyjmiemy, to nikt ich nie przyjmie – tłumaczy ordynator.

Sytuację mógłby tylko poratować kolejny miejski szpital dziecięcy. Niestety, nie ma go w planach inwestycyjnych.

Źródło: Super Express

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *