Jest to dziesięć olejnych obrazów, inspirowanych starymi zdjęciami Żydów, które autor oglądał w Żydowskim Instytucie Historycznym. Przedstawiają postaci nieistniejącego już w Polsce świata ich bytowania w codziennych sytuacjach oraz trzy portrety. Na jednym z płócien siedzą trzej ortodoksyjni Żydzi na murku, w charakterystycznych strojach, podczas pobytu na wczasach w nadmorskiej miejscowości. Na innych biedacy z nosidłami na ramionach dźwigają wiadra i drewniane konwie. Gdzie indziej siedzi pochylona pod brzemieniem lat i zapewne ciężkich przeżyć staruszka…
Kiedy spojrzałem na te obrazy, przypomniały mi się opowiadania Josepha Rotha z książki „Nosiwoda Mendel”a także „Legenda o świętym pijaku” w tłumaczeniu mojego przyjaciela Tadka Zawieruchy, z którym onegdaj przedyskutowałem o tym całą noc. Fascynuje mnie, tak jak i wiele osób, ten temat. Temat rzeka, intrygujący i nieuchwytny, ale mocno uwierający gdzieś w głębi duszy wielu Polaków. Opowiadał mi dawno temu wybitny krytyk i eseista Piotr Kuncewicz, że dręczy go problem relacji Żydów z nieżydowskim otoczeniem, że przymierza się do jego uchwycenia, opisania od wielu lat, ale nie jest jeszcze gotów. Po kilkudziesięciu latach takich podchodów, zasiadł nad tym i pisał cztery lata wspaniałą książkę, wielki esej pt. „Goj patrzy na Żyda”.
Mówię o tym w odniesieniu do literatury, ale przecież fascynację kulturą żydowską przejawiało wielu wybitnych malarzy. Znali ten świat z autopsji, uwieczniali go na płótnach, zachowali dla potomnych.
Rozwodzę się nad tym, ponieważ, jak się okazuje, wzrasta zainteresowanie tą złożoną problematyką, co miało miejsce i na tej wystawie.
Marek Chmielewski opowiadał, że od dawna go temat frapuje i zamierza go kontynuować w swojej twórczości. Namalował już dużo takich obrazów, ma też propozycje zakupienia ich przez instytucje zajmujące się kulturą żydowską w Krakowie i w Warszawie.
Wystawa jego obrazów towarzyszyła spektaklom „Skrzypka na dachu” w Nowym Teatrze im. Witkacego w Słupsku. Być może będzie eksponowana podczas przyszłorocznych Dni Kultury Żydowskiej w Teatrze RONDO – organizatorzy są zainteresowani.
Osiemnastowieczna piwnica usteckiej winiarni to doskonałe miejsce na tego rodzaju ekspozycję. Surowe, kamienne i ceglane ściany konweniują z ascetycznością tematyczną i kolorystyczną tych dzieł. Efekt potęguje brak ram obrazów, ich naturalność podkreślają łepki gwoździ przytwierdzających płótno do blejtramów.
Niewątpliwym walorem jest też kameralność tych spotkań, gdzie przy dobrym winie – w tym przypadku grzańcu – można, siedząc przy stolikach, niespiesznie gawędzić sobie, zadawać pytania bez obawy, że ktoś uzna je za głupie, pytać twórcę o warsztat pracy, jak długo maluje obraz, czy mu się to i w jaki sposób opłaca, jaka jest różnica między twórczością a odtwórczością, itp. Jedną z osób na przykład interesowało, jak z czarnobiałego zdjęcia można namalować obraz. Marek więc tłumaczył, że do tego potrzebna jest pewna wiedza o czasie współczesnym tematowi pracy, duża wyobraźnia, biegłość warsztatowa, a to wszystko przefiltrowane przez osobistą wrażliwość daje taki właśnie efekt.
Dlatego te obrazy, w stonowanych kolorach, są takie sugestywne i robią na odbiorcach duże wrażenie.
Polecam więc obejrzenie tej wystawy, bo warto. Artysta zapowiada kolejną za miesiąc, tematycznie inną, też ciekawą, ale na razie to tajemnica, o której nie wie nawet właściciel lokalu Janek Nagórny.
Leszek Kreft