Pamięci Artura Oliveira

W Centrum Kultury miasta Cartaxo przyjaciele Artura zorganizowali w
dniu Jego 75. urodzin wielką wystawę fotografii, ukazującą życie i
działalność tego wspaniałego człowieka. Złożyły się na nią fotogramy od
Jego rodziny oraz polskich i portugalskich przyjaciół. Ekspozycja, u
podstawy której stoi duża rzeźba bociana wykonana przez Jacka Szmidta z
Bruskowa W., zrobiła wielkie wrażenie na wszystkich obecnych.
Spotęgowała je wspaniała prezentacja multimedialna oparta na tych
zdjęciach, przygotowana przez Alicinę Mil – Homens i jej męża,
przyjaciół Artura. (Polecam na profilu społecznościowym).
Wspomniał
o tym Presidente de Camara do Cartaxo Paulo Voranda, ale przede
wszystkim podziękował polskiej delegacji za to, że „możemy kontynuować
współpracę, bo to Artur zachęcał nas od początku, w swojej wielkiej
bezinteresowności, do jej zacieśniania”. Powiedział, że Artur miał
wielkie serce, był przykładem w życiu rodzinnym, w wysiłkach na rzecz
budowania lepszej wspólnoty i uczenia się otwartości na innych ludzi. 
Dodał też, że „zaszczytem było mieć takiego obywatela Cartaxo”.

Wiceprezydent
Miasta Słupska Andrzej Kaczmarczyk powiedział zebranym, jakim honorem
dla niego było zwiedzanie miasta, w którym mieszkał Artur Oliveira.
Podkreślił, że Artur żyje w sercach i umysłach wszystkich, którzy Go
znali, i najlepszą formą uczczenia Jego pamięci będzie kontynuowanie,
zapoczątkowanej przez niego, dalszej współpracy.

Wystąpienie słupskiego samorządowca było ciepło przyjęte, bardzo się podobało, co dobrze rokuje na przyszłość.

Wielkie
wrażenie na zebranych zrobiło emocjonalne wystąpienie najmłodszego syna
Artura o tym samym imieniu. Zapamiętał Ojca jako człowieka, którego
podstawą działania była dobra zabawa, świetne relacje z innymi ludźmi i
budowanie nowych przyjaźni. Dlatego uważa, że „ten dzień jest nie tylko
hołdem, ale czymś więcej – spotkaniem rodziny i przyjaciół”.

Dwaj
przyjaciele Artura, którzy towarzyszyli mu od początku działalności
teatralnej, Carlos Oliveira i Sergio Oliveira (zbieżność nazwisk
przypadkowa), ostatnio w Uniwersytecie Trzeciego Wieku, złożyli wniosek,
aby Centrum Kultury i jedna z ulic Cartaxo nosiła Jego imię.

Obok
wiceprezydenta Słupsk reprezentowała dyrektorka Słupskiego Ośrodka
Kultury Jolanta Krawczykiewicz. Była po raz pierwszy w Portugalii i z
miłym uczuciem odkryła, że są tam ludzie bardzo serdeczni, życzliwi i
otwarci, więc od razu poczuła się swojsko, jak w Polsce.

Oficjalna
delegacja została zaproszona na wspólny obiad z rodziną Artura do Jego
letniego domu. Była tam jeszcze Wanda Botter z Zimowisk oraz Antoni
Franczak i Jerzy Karnicki ze Słupska –  najbliżsi polscy przyjaciele
Artura. Zadumali się nad miejscem na działce, gdzie – zgodnie z ostatnim
życzeniem Artura – zostało posadzone drzewko i wysypane Jego prochy.
Wanda zapaliła znicz i postawiła biało – czerwone kwiatuszki. Na drzewku
zatknięto Jego ulubioną czapeczkę… Ta scena jest symboliczna dla
charakteru, sposobu życia i działalności naszego Przyjaciela, wielkiego
admiratora Polski. Nazywany był u nas ambasadorem kultury portugalskiej a
w swoim kraju – ambasadorem kultury polskiej. Nie było w tym przesady.

Artur
Oliveira urodził się 14 września 1938 roku w Santarem w środkowej
Portugalii. Imał się różnych zajęć: był skautem, piłkarzem, kierowcą
rajdowym, działaczem ochrony środowiska i in. Pracę zawodową rozpoczął w
Ratuszu Miejskim w pobliskim Cartaxo, wkrótce związał się z bankowością
i był tam dyrektorem banku aż do emerytury. Ale Jego pozazawodową pasją
stał się teatr – ze swoimi zespołami był w kilkunastu krajach świata.

W
1978 roku Antoni Franczak pojechał na międzynarodowe warsztaty
teatralne do Santarem, na które zaprosił go poznany rok wcześniej w
Finlandii Carlos z tego właśnie miasta. Tam Tosiek poznał teatralnika
Artura Oliveira z Cartaxo.

W 1979 roku teatr Combate  z Cartaxo
został zaproszony na Słupski Tydzień Teatralny, a teatr Rondo pojechał
do Portugalii z widowiskiem plenerowym „Kalendarz polski”. I tak to się
wszystko zaczęło…

Z biegiem lat wymiana kulturalna zaczęła
obejmować także inne dziedziny sztuki. Z sentymentem patrzę na zdjęcia,
na których są członkowie kaszubskiego zespołu folklorystycznego w
niebieskich strojach, które świetnie komponują się z błękitnymi azulejos
(kafelkami), tak charakterystycznymi dla tamtego kraju.

Wielokrotnie
wyjeżdżali do Portugalii nasi malarze, rzeźbiarze, muzycy, fotograficy i
in., z kolei my gościliśmy nieco egzotycznych początkowo artystów z ich
strony. Najpierw w grupach zorganizowanych, ale z biegiem lat pojawiła
się też wymiana indywidualna, bo zawiązały się przyjaźnie.

Za
długoletnią współpracę kulturalną i promowanie Słupska za granicą w 2009
roku Artur Oliveira otrzymał medal „Za zasługi dla miasta Słupska” i
nagrodę I stopnia Prezydenta Miasta Słupska – w dniu swoich 71. urodzin.
Rok wcześniej Jego miasto przyznało mu medal „Dla zasłużonego obywatela
Cartaxo”.

Artur, zawsze z nieodłączną żoną Lucią, był w Polsce
kilkadziesiąt razy, zwiedził nasz kraj a Pomorze znał jak własną
kieszeń. Ostatnio byli w ubiegłym roku na międzynarodowym plenerze
malarsko – fotograficznym „Rybaczenie” w Ustce.

Artur gościł
prywatnie wiele osób u siebie w domu. Wydaje się, że nie tak dawno na
Jego hacjendzie piekliśmy na ruszcie sardynki, obok miejsca, w którym
obecnie spoczywają (rozwiewają się) Jego prochy…

Najważniejsze
jednak było wsparcie instytucjonalne. Dzięki zrozumieniu i życzliwości
różnych decydentów, niemal co roku grupy młodzieży miały okazję poznać
odległą kulturę i obyczaje. Zmienił się ustrój polityczny, ale wciąż ci
sami pasjonaci kultury robili swoje. Dlatego dzisiaj możemy mówić i
pisać o tysiącach młodych ludzi, którzy w tym czasie rozwijali swoją
wiedzę, talent i osobowość. Takie efekty przynosi upór i konsekwencja 
animatorów kultury.

Od pierwszej naszej wymiany zagranicznej wkroczyło w dorosłość już nowe pokolenie. Mają dzieci, pracują w różnych zawodach.

W
ten sposób buduje się społeczeństwo obywatelskie, świadome siebie i
swoich możliwości a także powinności wobec innych ludzi i kraju.

Artur
Oliveira, Antoni Franczak, Jerzy Karnicki i kompanioni robili i dalej
czynią to, co najlepiej umieją i kochają, bez ubierania w wielkie słowa.
Ale trzeba było to wyartykułować, tu – w podwójnym znaczeniu tego
słowa.


Leszek Kreft