Każdy koncert to egzamin

Tomasz Bielski

Tomasz Bielski

Dla miłośników muzyki jazzowej każdy koncert w wykonaniu Tomasz Bielski Jazz Orchestra jest niezapomnianym przeżyciem artystycznym. Pisane aranżacje przez założyciela i lidera zespołu nadają światowym standardom wielkich mistrzów Ery Swingu nowe brzmienie. Talent muzyczny kompozytora, aranżera i instrumentalisty Tomasza Bielskiego, jego wyobraźnia twórcza, ogromne wyczucie stylistyczne oraz wieloletnie doświadczenie, doceniane są przez melomanów i krytyków muzycznych w kraju i na świecie.

– Setki aranżacji muzycznych, standardów jazzowych muzyki teatralnej i filmowej to efekt ciężkiej pracy twórczej czy natchnienia?
– To zawsze idzie w parze. Najpierw słyszę melodię i harmonię w głowie, a potem szybko ją zapisuję. Te dźwięki są bardzo wyraźne i tworzą określoną kompozycję np. jazzową czy rozrywkową. Pojawiają się nieoczekiwanie, dlatego można to traktować jako natchnienie. Cała dusza mi wtedy śpiewa. Ta muzyka wypływa wprost z mojego wnętrza. Nigdy jednak nie zastanawiam się co tak naprawdę mnie inspiruje. Przychodzi wena, a potem zaczyna się ciężka praca nad nową kompozycją lub aranżacją utworu jazzowego, rozrywkowego czy klasycznego. Zawsze jednak wiem po co i dla kogo te utwory tworzę. Proces komponowania ma w sobie coś mistycznego. To jest pewien dar niebios, bo nie każdy muzyk jest przecież twórcą, nawet ten najlepszy. Podobnie jak nie każdy malarz to Matejko czy Picasso. Ja żyję muzyką, ona jest we mnie, i chcę się nią dzielić ze światem. Najważniejszy zawsze jest ten wewnętrzy impuls.

– Kiedy po raz pierwszy pojawił się ten impuls?
– Jak miałem 6 lat rodzice zaprowadzili mnie do nauczycielki gry na fortepianie, żeby sprawdziła czy mam słuch muzyczny. Ocena była bardzo dobra, a kiedy zacząłem komponować już w trzeciej klasie szkoły podstawowej moi nauczyciele stwierdzili, ze mam wyobraźnię muzyczną. Wtedy grałem na fortepianie i zacząłem wprowadzać w wykonywanych utworach jakieś zmiany. To były moje pomysły i drobne fantazje. Pisałem pewne rzeczy, które przychodziły mi do głowy. Chciałem to granie uatrakcyjnić według własnej wyobraźni. Trochę się wyróżniałem wśród moich rówieśników, bo nikt inny tego nie robił. Być może dlatego już jako dwunastolatek wystąpiłem po raz pierwszy na koncercie w Filharmonii Narodowej w kąciku dla najmłodszych. Poczułem wtedy, że w przyszłości chcę być muzykiem. Na fortepianie dość szybko przestałem jednak grać, bo moją prawdziwą miłością stały się instrumenty dęte, najpierw flet, a później saksofon.

– Dlaczego właśnie te instrumenty?
– Ze względu na ich fascynujące brzmienie. Flet i saksofon mają ogromne możliwości artykulacyjne i brzmieniowe. Te dźwięki pobudzają emocje i wyobraźnię twórczą. Granie na tych instrumentach jest prawdziwą sztuką. Wszystko musi tu być precyzyjne zharmonizowane, technika grania, frazowanie i oddech. To są bardzo wymagające instrumenty. Naukę gry na flecie rozpocząłem w szkole podstawowej i kontynuowałem w liceum i na studiach. Natomiast na saksofonie zacząłem grać pod koniec liceum, a następnie w Akademii Muzycznej. Z tymi instrumentami już nigdy się nie rozstałem pracując w Filharmonii Narodowej oraz prowadząc mój zespół Tomasz Bielski Jazz Orchestra, który założyłem już prawie 30 lat temu.

– Odmienna specyfika grania na tych instrumentach nie jest zbytnim obciążeniem dla muzyka?
– Praca muzyka to jest harówka, bez względu na rodzaj instrumentu na jakim gra. Niektórzy myślą, że jest to łatwy kawałek chleba, bo jak ktoś nauczył się grać na instrumencie, to już zawsze będzie umiał. Nic bardziej mylnego. To wymaga ciągłych i niezwykle intensywnych ćwiczeń. Przez kilkadziesiąt lat zagrałem wiele koncertów, nawet po dwa dziennie, a mimo to staram się ćwiczyć każdego dnia. Przykładowo, jeżeli ktoś nie gra na instrumencie dętym przez miesiąc, to mięśnie ust tracą elastyczność i muzyk przestaje mieć dobrą formę. W tej sytuacji nie trudno sobie wyobrazić jaki jest to wysiłek dla muzyka, który gra na wielu instrumentów dętych. Każdy z nich ma inną specyfikę. Inaczej się gra na saksofonie, inaczej na flecie, a jeszcze inaczej na oboju czy fagocie. Trąbka też ma swoje wymagania. Trzeba opanować sztukę grania i oddechu na każdym z tych instrumentów, a to są naprawdę setki godzin ćwiczeń. Gdyby przypadkowa osoba bez doświadczenia podmuchała we flet przez 30 sekund to zakręciłoby się jej w głowie. Dlatego wszyscy muzycy grający na instrumentach dętych jeśli chcą utrzymać wysoki poziom muszą niezwykle dużo ćwiczyć.

– Liderowi zespołu nie brakuje już czasu na komponowanie?
– Doba jest zawsze za krótka na wszystko, ale jakoś muszę sobie z tym radzić. Pisanie aranżacji jazzowej, filmowej i rozrywkowej to są zupełnie inne światy z którymi muszę się zmierzyć, ale tworzenie sprawia mi naprawdę dużo przyjemności. Różnice w tych gatunkach polegają na odmiennym doborze dźwięków i harmonii, co daje odmienną barwę muzyczną. Od twórcy wymaga to kreatywności i sporego wysiłku, ale jak się coś kocha, to każdą przeszkodę można pokonać. Muzyka i rodzina, która pozwala mi realizować moje pasje, to jest moja największa miłość. Obecnie piszę etiudy jazzowe na flet na kanwie trudnych solówek utworów symfonicznych. Etiudy koncertowe bywają skomplikowane, natomiast młodzi muzycy z pasją je grają i oswajają się w różnymi następstwami dźwięków i ze skalami muzycznymi. Większość mi mówi, że są trudne, ale ja piszę to co czuję i co mi w duszy gra. Z reguły jednak tworzę aranżację dla muzyków jazzowych czy klasycznych, z którymi gram od lat i dobrze wiem co potrafią. To są profesjonaliści i dają sobie radę z każdą moją niespodzianką.

– Zespół Tomasz Bielski Jazz Orchestra koncertuje na wielu scenach w kraju i za granicą. Zawsze gracie w tym samym składzie?
– Koncertujemy w różnym składzie. Wszystko zależy od rodzaju wydarzenia czy imprezy. Czasem gramy w kameralnym składzie, a innym razem w dziesięcioosobowym lub większym. To są wspaniali muzycy, którzy są związani z moim zespołem już od prawie 30 lat. Bywa, że gram też solo ze swoim kwartetem i orkiestrą symfoniczną dla której piszę aranżację. Teraz koncertowałem na Wyspach Fryzyjskich z niemieckim Frank Muschalle Trio oraz orkiestrą z Polski pod batutą Tadeusza Wicherka, dla której zaaranżowałem 9 standardów jazzowych. Wszystko wyszło super. Niemiecka publiczność była zachwycona. Dla muzyka to wielka radość, że to co gra podoba się ludziom. To jest ta nagroda za wyobraźnię i ciężką pracę. Przygotowując się do koncertów zawsze wprowadzam do repertuaru około 40 procent nowych aranżacji, ponieważ publiczność oczekuje nowości i nowych opracowań. Dla melomanów to jest pewnego rodzaju niespodzianka, a dla mnie satysfakcja, że spełniam te oczekiwania. Każdy koncert to jest egzamin przed publicznością, do którego wszyscy bardzo solidnie się przygotowujemy z miłości do muzyki i szacunku dla jej wielbicieli.

– Dziękuję za rozmowę.

Z kompozytorem, aranżerem i instrumentalistą Tomaszem Bielskim rozmawiała Jolanta Czudak

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *