Koniec epoki Nazarbajewa. Czy będziemy musieli ewakuować Polaków z Kazachstanu?

Kazachstan
Kazachstan
Kazachstan

Rozlew krwi w Kazachstanie to gorzki koniec 30. lat tzw. epoki Nazarbajewa, byłego pierwszego sekretarza partii komunistycznej kazachskiej republiki radzieckiej, a potem pierwszego prezydenta niepodległego Kazachstanu.

W pierwszych dniach nowego roku na zachodzie Kazachstanu, gdzie znajdują się główne ośrodki wydobycia ropy naftowej, robotnicy wyszli na plac. Protestowali przeciwko gwałtownemu, dwukrotnemu wzrostowi cen skroplonego gazu ziemnego. Następnego dnia do protestujących w Żanaozen dołączyli mieszkańcy całego Kazachstanu. W kilku dużych miastach do protestujących wyszli na rozmowy szefowie lokalnych władz. W Ałmaty, największym mieście kraju, zamiast rządzących – policja i wojsko. Protestujący zostali rozproszeni, użyto granatów hałasowych i gazu łzawiącego. W odpowiedzi na policjantów poleciały kamienie.

Ludzie nie przestraszyli się i zaczęli walkę, więc policja musiała uciekać. Po tych wydarzeniach w mieście rozpoczęły się pogromy, które trwały przez dwie doby. Protestujący spalili budynek ratusza, prokuraturę, siedzibę partii rządzącej Nur-Otan, zaczęli plądrować sklepy i banki, w tym sklepy z bronią. Bandyci próbowali atakować ośrodki policyjne, szkołę wojskową i akademię straży granicznej, ale bez powodzenia.

Nie radząc sobie z pogromami, prezydent państwa Kasym-Żomart Tokajew zwrócił się do Rosji z prośbą o pomoc wojskową. Pierwsze samoloty z rosyjskimi żołnierzami i sprzętem wojskowym przyleciały już do Kazachstanu. I rosyjscy żołnierze nadal przybywają.

Prawdziwa przyczyna protestów

Błędem jest sądzić, że przyczyną protestów była podwyżka cen gazu. Stanowiła ona punkt zapalny. Faktycznym powodem jest szereg problemów w gospodarce i w polityce, które nagromadziły się w ciągu 30. lat rządów Nazarbajewa. Wszystkie lukratywne gałęzie gospodarki zostały podzielone między członków rodziny prezydenta. Jeden zięć Nazarbajewa kontrolował produkcję i eksport ropy w kraju, drugi – produkcję i sprzedaż gazu, trzeci był szefem państwowej firmy rurociągowej. Rodzina prezydenta kontrolowała wydobycie miedzi, złota, największe banki, sieci komunikacyjne i sieci handlowe, gazety i telewizję. Jednocześnie w kraju nie było wolnych wyborów, wolności słowa, brakowało opozycji, a politycy opozycyjni zginęli w dziwnych okolicznościach lub uciekli za granicę.

Przy wysokich cenach ropy w kraju pieniądze wystarczały wszystkim, istniały rozległe programy wsparcia społecznego. Pandemia przyniosła jednak ogromne szkody kazachskiej gospodarce. Spadły ceny ropy – głównego towaru eksportowego Kazachstanu. Lockdown doprowadził do bankructwa małych i średnich przedsiębiorstw, wzrostu bezrobocia – liczba tylko oficjalnie zarejestrowanych osób w urzędach pracy wzrosła w 2021 r. o 12 proc. Jednocześnie państwo wypłaciło każdemu pracownikowi pomoc tylko dwukrotnie, po 100 dolarów. Gwałtownie wzrosły ceny – według oficjalnych danych inflacja w 2021 roku wyniosła 8,9 proc, żywność podrożała o prawie 13 proc. Dwukrotny wzrost ceny gazu był ostatnią kroplą, która przepełniła czarę niezadowolenia i frustracji.

Hasła protestujących szybko zyskały charakter polityczny i dotyczą m.in: przedterminowych wyborów prezydenckich i parlamentarnych, wprowadzenia wyborów na przywódców województw i miast (są powoływani przez prezydenta). Protestujący chcą także powrotu do konstytucji z 1993 r., zgodnie z którą parlament mógł kontrolować prezydenta i rząd. Żądają również uwolnienia wszystkich więźniów politycznych, wolnych mediów i utworzenia rządu zaufania publicznego. Symbolicznym gestem było zniszczenie przez protestujących pomnika Nazarbajewa, który postawił sobie jeszcze za życia.

Tokajew obiecuje…

W orędziu do narodu Kazachstanu (7 stycznia) prezydent Tokajew powiedział, że żądania protestujących zostały wysłuchane i będą spełnione. Obiecał także szeroki program reform politycznych i gospodarczych. Poprosił o wracanie do domu. Jednak ludzie nie spieszą się z opuszczaniem placów.

Najprawdopodobniej za pomocą rosyjskich sił Tokajew wkrótce stłumi wszystkie protesty w kraju. Nie wiadomo, czy obiecany przez niego program reform zostanie zrealizowany. Ale oczywiście będzie musiał zapłacić Putinowi za pomoc wojskową. Czym? Częścią suwerenności, głęboką integracją z Rosją a-la Białoruś, lukratywnymi gałęziami gospodarki narodowej.

Większość Kazachstańczyków to rozumie, dlatego aktywnie sprzeciwia się rosyjskiej obecności wojskowej w kraju. Już teraz w Moskwie słychać wezwania do referendum w sprawie przyłączenia północnych regionów Kazachstanu (gdzie mieszka głównie ludność rosyjskojęzyczna) do Rosji.

Rosyjscy żołnierze bronią teraz ośrodków rządowych i wojskowych w Nur-Sułtanie, Ałmacie, kosmodromie Bajkonur. Ale wojska wciąż przybywają. A kiedy zostaną wykorzystane do rozproszenia demonstrantów, otrzymają zbrojny odpór ze strony Kazachów, którzy wciąż pamiętają kolonizację przez Imperium Rosyjskie.

A to może doprowadzić do wojny domowej w Kazachstanie, w której mogą ucierpieć także nasi rodacy – w północnych regionach Kazachstanu mieszka obecnie około 30 tysięcy Polaków, potomków deportowanych z Kresów przed II wojną światową. Obecnie część z nich jest przesiedlana w ramach repatriacji do Polski, ale proces przebiega bardzo wolno – mowa nie więcej niż o tysiącu osób rocznie. Być może rząd Polski już teraz musi się przygotować na to, że będzie musiał ewakuować z Kazachstanu dziesiątki tysięcy Polaków.

Autor: Krzysztof Wachowski, specjalnie dla WIG

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *